- Społeczeństwo
A jednak w Warszawie istnieje życie!
- By krakauer
- |
- 06 listopada 2011
- |
- 2 minuty czytania
Przepraszam wszystkich, ale niestety ze względu na wymogi redakcji, musiałem odwiedzić stolicę państwa do którego, aktualnie należy Kraków. Przepraszam was wszystkich drodzy czytelnicy, albowiem jakiekolwiek opisywania innego miasta, zamiast Krakowa to najdelikatniej mówiąc „nietakt”, i marnowanie waszego czasu. Jest oczywistym, że wszyscy wolelibyście czytać o Krakowie, to dla mnie jasne. Jednakże prosząc o zrozumienie, apeluje zmuście się przeczytać ten tekst dalej, pomimo tego, że naprawdę ponownie przepraszam i ostrzegam będzie o… Warszawie.
Wiem, rozumiem jęk zawodu i przerażenia, powiało nudą, czujecie pewien niesmak, już chcecie skasować tą stronę z ulubionych bookmarków! Ale ku własnemu zdziwieniu, chciałem was poinformować, że w Warszawie istnieje jednak życie!
Tak! Tam są ludzie! Byłem, widziałem – to fakt empirycznie zweryfikowany, stolica państwa, do którego aktualnie należy Kraków – jest pełna życia, świateł, samochodów i placów budowy. Wszyscy się jakoś śpieszą, pędzą, samochody mają wyścigi na 100 m na każdych światłach, autobusy jakieś dziwne, żółte? Nie wszystkie niskopodłogowe, podobno nawet mają Ubahn! Ale tego nie sprawdziłem, więc nie wiem, może jest może go nie ma – widziałem dziurę w ziemi.
Miły spacer po tzw. „starym mieście”, zakłóciło wspomnienie krakowskiego bruku, „podarowanego” do wyłożenia tego placu koło kopii dawnego Zamku Królewskiego, jednakże nasz bruk starodawny prezentuje się tam bardzo godnie i wspaniale służy. O dziwo, naprawdę, chodzą po nim żywi ludzie, nacji różnych, mężczyźni i kobiety. Żeby było jeszcze ciekawiej, ci wszyscy ludzie, nie wiedząc, czemu fotografują te kopie wszelkiej maści budowli, budynków i ogólnego układu architektonicznego, z pięknym i nowoczesnym Barbakanem i fasadami kamienic pachnącymi nowością powojennego odtworzenia, (ale i tak się walą). Liczne nisze zapełniają sprzedawcy wyrobów ludowych „Made in PRC”, wróżbici, Policjanci i ludzie nazwijmy to wyglądu marnego. Wszędzie palą się światła, w lokalach już nie podają piwa w plastikowych kubkach – dostaliśmy w kuflu, cena nawet krakowska… już chyba wszędzie jest taniej niż u nas.
Co ciekawe, przemiła i przyjazna „ludność tubylcza” mówi tam tym samym językiem, co u nas (nie przyznawałem się, że jestem z Krakowa), oczywiście bez używania tak ciepłych wyrażeń jak „iść na pole”. Pomimo takich niedogodności można się bez kłopotu dogadać w placówkach handlowych i lokalach usługowych. Walutę także mają tą samą, nie ma problemów działają bankomaty i telefony komórkowe funkcjonują normalnie, bez roamingu…
Kilka spraw zastanawia, po pierwsze na ulicach widać, nieco lepsze samochody. Przeciętna to coś nieco lepszego niż ulubiony przez krakusów „Hitlerwagen Typ 3 – 1,9 liter turbodiesel”, pełno jest aut z gwiazdą, jak również agresywnych azjatyckich marek. Nie brakuje na parkingach francuskich kredensów, lśniących lakierem w pastelowych kolorach. Po drugie, miasto jest jakoś wieczorem „jaśniej” oświetlone. Swoje robią wystawy i wieżowce, ale latarnie są chyba inne, albo jaśniej świecą. To subiektywne odczucie, ale bardzo silne. Po trzecie, drogi w tym mieście są jakieś szersze, to jak twierdzą złośliwi konsekwencja Powstania w 1944 roku, jednakże w mieście tym po prostu z większym rozmachem planowano trasy przelotowe, mają przeważnie po dwa pasy w jedną stronę. To radykalnie zmienia postać rzeczy, inaczej się jeździ, mimo że w korku, to bardziej płynie, szybciej, dynamiczniej. Po czwarte, co należy tamtejszemu magistratowi przyznać – miasto, przynajmniej w centrum sprawia wrażenie czystego! Nie ma śmieci rozsypanych wokoło koszów na śmieci, nie leżą hałdy składowanego czegokolwiek na później, kosze są pochowane, no i jakoś to wszystko inaczej niż u nas wygląda. Może to zasługa braku gołębi? Które to ptaki, wiadomo, co robią z ulicami, ławkami i skwerami Miasta Krakowa!
Reasumując, podróże kształcą. Aczkolwiek nadal uważam, że opuszczanie Krakowa nawet na chwilę to przykrość i wielki ból. Albowiem nigdzie nie jest się bardziej w Krakowie i w Rzeczpospolitej niż pod Wawelem, tam gdzie Rzeczpospolita była na serio i królowie byli na serio i nawet się to wszystko jakoś o dziwo udawało.