- Społeczeństwo
O korzyściach ze zmiany czasu z przymrużeniem oka
- By krakauer
- |
- 31 października 2011
- |
- 2 minuty czytania
23 grudnia 2008 roku, Rozporządzeniem Prezesa rady Ministrów w sprawie wprowadzenia i odwołania czasu letniego środkowoeuropejskiego w latach 2009-2011, zdecydowano, że spaliśmy dłużej o jedną godzinę. Jakiż to wspaniały i omnipotentny jest nasz premier, władca czasu! Ma moc ustalania urzędowej miary przemijania rzeczywistości! Toż to coś porównywalnego z jakąś magią lub czarami, jedno „rozporządzonko”, – bo wiadomo, że papier wszystko przyjmie i mamy! Mamy czas! Ciemny lud skryty w swoich lepiankach, klęczący z przerażeniem pod krzyżem, odziany w moherowe berety – nie lęka się, lecz ufny w potęgę rozporządzenia rzuca się do przestawiania zegarków!
Dzięki temu manewrowi, rano dzielni Słowianie zachodni budzą się w nowej rzeczywistości, budzą się cofnięci o godzinę! To jest ich godzina, dana im przez rząd Rzeczpospolitej rozporządzeniem zawartym w Dzienniku Ustaw z 31 grudnia 2008r., Nr 236 poz. 1627! I nie ma zmiłuj się, cały Euro-kołchoz tak robi, albowiem jest to modne i rzekomo oszczędza się prąd. Ludziska przyzwyczajone do świecenia świateł, włączają go rzadziej, bo póki, co jest widniej. Mało, kto myśli o tym, ze wieczorem włącza się wszystko wcześniej, albowiem jeszcze szybciej robi się ciemno… no, ale widocznie tak tu musi być, lud ciemny i przez liczne okupacje pokiereszowany, więc nie można mu się dziwić, że łyka tą żabę bez dyskusji.
I dużo się dzieje dzięki zmianie czasu, naród ma, o czym rozmawiać, co dzielni dziennikarze wykorzystują robiąc z tego wydarzenia zagadnienie dwa razy w roku. Przecież jest to chwila triumfu polityków, jedna prosta akcja i jaki sukces.
Zagadnienie to jest problemem, albowiem pozornie błaha sprawa wskazuje, jak głęboko zaszła ingerencja władzy w życie społeczeństwa. Przypomina się pewna bajka, gdzie mieszkańcy królestwa raz doprawiali sobie garby a raz brzuchy. Czy naprawdę współczesnym Europejczykom i Polakom można mówić wszystko? Czy nie ma granic dla absurdów i głupoty? Skoro godzimy się na uznawanie wykastrowanych mężczyzn w przebraniu kobiecym, za kobiety – to równie gładko można nam wmówić taką bzdurę jak zmianę czasu, lub to, że uchodźcy z Afryki potrzebują schronienia, czyli korzystania przez lata za darmo z naszych hojnych systemów socjalnych. A my wdzięczni naszym władcom za raj, w jakim przyszło nam żyć, jak nic zapłacimy za „ich” kryzys, chętnie pracując do 67 a może i 70 tego roku życia.
Nie ma znaczenia sam fakt zmiany godziny, aczkolwiek uciążliwy i niemający nic wspólnego z naturą jest jakoś przez rzeczywistość wchłaniany. Prawdopodobnie najmniej przez pasażerów pociągów, które musiały stracić systemową godzinę w miejscu postoju. Idąc tym tropem, można by się pokusić o postulat innego typu.
Otóż gdybyśmy się zdecydowali ze wszystkimi konsekwencjami na sztuczną korektę daty, przesuwając datę np. o pięć lat w przód to by rozwiązało wszystkie nasze problemy ekonomiczne. Proste zabiegi księgowe, spowodowałyby wypłacenie poborów, rent i emerytur a zarazem zapłacenie stosownych danin na pięć lat z góry do przodu. Dzięki czemu, wszyscy mieli by jakiś zasób wolnej gotówki, konieczny balon inflacyjny, udałoby się stłamsić „popiwkiem 2” i kontrolą cen, a może w ostateczności zmianą waluty? W prosty i nieskomplikowany sposób, jako Unia Europejska, moglibyśmy wygenerować górę Euro, którymi można by zalać światowe rynki spłacając wszystkie długi, Grecji, Polski, Francji… Problem by zniknął po stronie dłużników, wierzyciele zbudziliby się z „rękami w nocniku”. Proste, skuteczne i banalne. Co prawda o wiele skuteczniejsze byłoby cofnięcie się wstecz, jednakże tego jeszcze nie potrafimy. Z tego względu zmiana daty, którą to ideą moglibyśmy zarazić cały świat, wydaje się bardzo skutecznym sposobem na sprostanie wymogom rzeczywistości.
Ten z pozoru skrajnie idiotyczny pomysł, mniej dziwi po wczytaniu się w inne pomysłu urzędników. Przecież z perspektywy ustawodawcy, są to tylko cyferki… 2011 czy 2016 co to za różnica? Świat niech się dostosuje do nas, przecież kraje islamskie i Izrael mają inny kalendarz, nie mówiąc już o Chińczykach, którzy na nasze 2000 lat historii patrzą z przymrużeniem oka. Takie niewinne kłamstewko, próba oszukania czasu, mogłaby nam bardzo pomóc. Poza tym, kreatywne podejście do czasu nic nie kosztuje.
Jestem przekonany, że ktoś kiedyś w Brukseli zaproponuje coś podobnego.