• 16 marca 2023
    • Polityka

    Czy będzie strajk generalny i ewentualnie kiedy?

    • By krakauer
    • |
    • 26 października 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Zadziwiające w jak banalny sposób wszystkie media i komentatorzy zlekceważyli słowa pana Piotra Dudy – szefa „NSZZ Solidarność”, który wyjątkowo trafnie podsumował stosunek pojmowania przez premiera kraju roli związków zawodowych jak również wprost zapowiedział strajk generalny i działania w Brukseli, w tym złożenie skargi na polski rząd.

    To bardzo ważne deklaracje pana Dudy, zwłaszcza że podobnie nieco wcześniej wypowiadali się panowie Jan Guz – szef OPZZ i Tadeusz Chwałka – szef Forum Związków Zawodowych. Jednoznaczność ich wypowiedzi wyraźnie wskazuje, że trzy największe związki zawodowe w kraju współdziałają przeciwko polityce rządu pana Donalda Tuska, co w sumie samo w sobie jest fenomenem, a pan premier jako „zasłużony” dla ruchu związkowego za jego faktyczne zjednoczenie mógłby się nieco bardziej pochylić nad zgłaszanymi postulatami, albowiem w istocie związki nie postulują rzeczy niemożliwych, mówią jedynie co dzisiaj ludzi pracy boli najbardziej.

    Pan Duda w kilku wypowiedziach w stosunkowo krótkim okresie czasu podkreślał, że związki zawodowe są gotowe do dalszego działania, to znaczy – do wprowadzenia strajku generalnego na terenie kraju. Co do tego, że Solidarność oraz dwie wymienione powyżej centrale związkowe mają takie możliwości organizacyjne i są w stanie przeprowadzić tak porażające przedsięwzięcie nie można mieć najmniejszych wątpliwości. Problem polega jednak na tym, że strajk generalny to ostateczność – a w zasadzie to broń obosieczna, za którą już nie ma miejsca na dialog, porozumienie lub wycofanie się. Po decyzji o strajku generalnym związkowcy mogą dosłownie albo zginąć na barykadach, albo dać się złamać, a jak powiedział kiedyś ktoś bardzo mądry, sztuka polega na tym, żeby się ugiąć ale nie dać się złamać.

    Być może premier wie więcej od nas w tym zakresie i ma dane pozwalające mu oszacować jaki byłby realny zakres generalnej akcji strajkowej i jak rozłożyłaby się ona na branże i na terytorium a także jakie przyjęłaby nasilenie w czasie – czyli kiedy w sposób naturalny wygasłaby.

    Co do tego, że czasy oflagowania się w zakładach pracy i wywiezienia dyrektora na taczkach przed bramę minęły. Dzisiaj strajk oznacza straty, kto odważy się powiedzieć pracodawcy, że strajkuje? No jeżeli dzień, to ok – każdy dla świętego spokoju się zgodzi, nawet da urlop – nie ma problemu. Na dwa dni? Też się da to jakoś załatwić urlopem, ale o żadnej okupacji prywatnej własności lub używaniu jej do celów strajkowych nie może być mowy, ponieważ skończy się to mordobiciem i całym ciągiem pozwów odszkodowawczych właściciela. Niestety mamy do czynienia z rynkiem pracodawców – to oni decydują kogo i na jakich warunkach zatrudnić, pracownicy są obecnie – a zwłaszcza po tych nieszczęsnych reformach rządu na straconej pozycji.

    Duda i związkowcy bardzo zatem zaryzykowaliby, gdyby zdecydowali się na strajk generalny. Przede wszystkim – bez sparaliżowania transportu jest on niemożliwy, a ludzie już tak nienawidzą kolei, że żaden strajk ich nie zdziwi – odbiorą go jako bezczelność kolejarzy. Autostrad nie da się blokować, to idiotyzm z którym brutalnie i bezwzględnie powinna się rozprawić policja, więc skuteczna blokada transportu w kraju jest dzisiaj w postaci akcji strajkowej niemożliwa, poza jednym przypadkiem – tj. udziału w strajku polskich przewoźników, oni jako jedyni mogą zablokować kraj swoimi wielkimi pojazdami.

    Jeżeli do tego udałoby się dołożyć strategiczną z punktu widzenia państwa – służbę zdrowia, a do tego podłączyć kolej i inne – nawet pojedyncze zakłady, w tym w największych miastach zakłady komunikacji publicznej, to rzeczywiście można mówić o sukcesie strajku generalnego. Powinien do tego potrwać co najmniej 21 dni – takiego czasu nie przetrwa żaden rząd, jednakże może to oznaczać dla wielu ludzi poważne problemy. Realnie strajk dłuższy nić 7-9 dni w takim ujęciu jest niemożliwy, bo już piąty dzień, przy założeniu że pierwszy to sobota, to na pewno środa to dzień, w którym państwo przestałoby funkcjonować. Władza musiałaby w czwartek a na pewno kolejną sobotę sięgnąć po rozwiązania siłowe, albowiem mielibyśmy do czynienia z rozkładem państwa.

    Chodzi oczywiście o aresztowania, internowanie i przymusowe zmuszenie do określonego zachowania – może to wymusić tylko Policja i Wojsko. Jeżeli oczywiście ta pierwsza by też nie strajkowała, czego wykluczyć do końca nie można. To taka nasza lokalna specyfika.

    Najlepszym okresem do strajku byłby okres wakacyjny w przyszłym roku – lipiec lub sierpień, wówczas straty dla gospodarki byłyby najmniejsze, ale strajk tak czy owak byłby bardzo uciążliwy.

    Jak będzie oczywiście zobaczymy, już niedługo. Jednakże związkowcy muszą pamiętać, że jak strajk się im nie uda – to będzie koniec związków zawodowych w dotychczasowej formule.