- Polityka
Usiłując zrozumieć Jarosława Kaczyńskiego…
- By krakauer
- |
- 24 października 2013
- |
- 2 minuty czytania
Usiłując zrozumieć pana Jarosława Kaczyńskiego należy przeprowadzić, co najmniej połączoną analizę jego postawy ogólno-życiowej, zawodowej i politycznej. Trzeba przyznać, że jakakolwiek analiza zewnętrzna musi być tutaj w konsekwencji subiektywna, a ze względu na tragedię osobistą, jaką tą człowiek przeżył powinna być też taktowna, chociaż w części życiorysu tego pana takowa byłaby raczej przeciw skuteczna.
W kontekście życiowym niewiele można o panu Kaczyńskim powiedzieć, ponieważ ten człowiek nie epatował nigdy swoim życiem osobistym, prawdopodobnie poza rodziną i bezpośrednim kręgiem przyjaciół ten pan nie udziela się społecznie, aczkolwiek to tylko i wyłącznie nasze domniemanie. Prawdopodobnie tak było zawsze, nawet w czasach opozycyjnej działalności, kiedy to wspólnie z bratem szczególnie się nie narażał „reżimowi”, jednakże jego działalność była odnotowana w środowisku. Naprawdę poza zagraniem w słynnym filmie po 1962 roku brak jest jakichś nadzwyczajnych osiągnięć w życiu tego pana, politologia, bowiem w tamtym okresie nie miała najwyższych lotów, – jako nauka doktrynalnie skażona, zresztą jakoś nie widać na półkach bibliotek książek pana Kaczyńskiego, w których wykładałby swoje teorie, jako doktor nauk prawnych czy też jakiś wybitny politolog. Nie ma osiągnięć naukowych, przynajmniej powszechnie znanych, nie stworzył niczego takiego, co by powodowało, że zainteresowani krytycy jak również i w najszerszym rozumieniu Naród mógłby zapoznać się z wizją tego człowieka, czy to w szczególe czy to w odniesieniu do spraw zasadniczych. Czegoś takiego nie ma, to nigdy nie powstało, chociaż co dziwne – inteligencji i lotności umysłu oraz nadzwyczajnej biegłości w rozumieniu spraw tego panu nie można odmówić, w tym znaczeniu, że jest on zdecydowanie ponad przeciętną polskiej klasy politycznej. Oczywiście – usprawiedliwieniem pana Kaczyńskiego może być jego wspaniała karta opozycyjna, kiedy to rzeczywiście się angażował w działalność opozycyjną i należy mu się za to uznanie.
Zawodowo – tu jest problem, tego pana oprócz kariery naukowej, której jak zaznaczyliśmy powyżej – na podstawie subiektywnej analizy – nie było w polskiej nauce, jednakże z powodzeniem można go nazwać mianem „poseł zawodowy” albowiem przez długi okres czasu ten pan pozwalał się wybierać do parlamentu, jak również zakładał partie polityczne – przeszedł naprawdę długą drogę, jednakże zawsze była ona naznaczona jakimś nieznośnym fatum niezrozumienia, o co temu człowiekowi naprawdę chodzi.
Natomiast politycznie niesłychanie trudno jest tego pana jednoznacznie ocenić. Z jednej strony nie można mu odmówić umiłowania ojczyzny i szczerego patriotyzmu, którego wielu mogłoby się od niego uczyć, jednakże sposób jego rozumienia oraz implementacja decyzji politycznych warunkowanych rozumieniem polskiej racji stanu bywa dyskwalifikująca dla tego pana. Pod pewnymi względami jest on wzorcem postaw patriotycznych i obywatelskich, ale pod równoległymi jest najzwyczajniej szkodliwy – chociażby przez to, jakimi ludźmi się otacza, a tutaj trzeba powiedzieć jednoznacznie, że nie ma szczęścia w otaczaniu się współpracownikami.
Wizja IV-tej RP, jako wielkiej idei – wielkiego pomysłu na Polskę jest w wielu miejscach poroniona i dziurawa, ale zawiera też elementy warte implementacji – przeniesienia wprost do Konstytucji, jednakże w całości propozycja PiS jest nie do zaakceptowania, ponieważ uderza w nasze zobowiązania międzynarodowe i stawia człowieka za Narodem, co jest charakterystyczne dla wszelkich totalitaryzmów. Odnosząc się nieco bardziej szczegółowo do projektu z 2010 roku, – który można znaleźć w Internecie – na samym początku mamy odwołanie do Boga, co już samo przez siebie wyklucza część obywateli. To jest XX wieczne rozumowanie wspólnoty plemienno-narodowo-państwowej, naprawdę niewierzący też mają prawo czuć się pełnoprawnymi Polakami, nie można nikogo zmuszać do wykonywania inwokacji, czy składania dziękczynienia Bożej Opatrzności! Jest tam cały szereg innych szczegółów a przede wszystkim kontrowersje merytoryczne budzi art. 7 odnoszący się do Prezydenta i de facto wprowadzenia ustroju prezydenckiego. Zgadnijcie państwo, kto miał być tym docelowym Prezydentem? Komu Prezydent III RP meldował wykonanie zadania? Kto mógłby wydawać rozporządzenia z mocą ustawy na uwaga – (art. 62) wniosek Rady Ministrów? No, kto miałby być tym szczęśliwym ktosiem? Odpuśćmy, albowiem ten projekt Konstytucji jest tak skandaliczny, że wymaga osobnego omówienia, co zresztą w obszernych fragmentach czynili już konstytucjonaliści.
Nawet, jeżeli wszystko powyższe uznalibyśmy za jakiś generalny przegląd kariery życiowej polskiego styropianowego opozycjonisty – to jednak jedna sprawa kładzie się długim cieniem, mianowicie nie da się jednoznacznie zrozumieć postępowania pana Kaczyńskiego w kwestii wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Nawet przy całym poszanowaniu wymiaru jego osobistej tragedii i dramatu, jaki przeżył – nie da się zrozumieć poszczególnych sekwencji postępowania. Przede wszystkim i to jest najpoważniejszy zarzut do pana Kaczyńskiego, jaki można mu i trzeba, jako politykowi i państwowcowi postawić jest negowanie prawomocności wyboru władz Rzeczpospolitej i odbieranie im demokratycznej legitymacji do rządzenia. W ślad za tym idzie nieufność a wręcz wrogość osobista nie raz demonstrowana wobec pana Donalda Tuska – uznawanego za winnego przyczyn katastrofy (m.in. słynne rozdzielenie wizyt). Jednakże oprócz tego na panu Kaczyńskim ciąży jeszcze grzech zaniechania, mianowicie nie da się zrozumieć, dlaczego nie odcina się od tego festiwalu bredni i nienawiści okołosmoleńskiej, który trwa i który naprawdę nie służy ani zachowaniu pamięci jego brata i jego małżonki jak również całej atmosferze wokół tej naprawdę dramatycznej sprawy. Jeżeli bowiem nawet osobiście czuje urazę do pana Tuska, to jest to jego prywatna sprawa, w interesie państwa jest żeby jego osobista niechęć nie mogła służyć czynnikom zewnętrznym do podgrzania atmosfery podzielenia Polaków. To się niestety stało a pan Kaczyński ponosi cześć winy – przy pełnym poszanowaniu jego prawa do bycia sceptycznym wobec śledztwa i wszystkich spraw jakie podnosi, czy też podnosił bo przecież jego pełnomocnik prawny też go – nazwijmy rzecz po imieniu – zdradził.
Pan Kaczyński w imię interesów państwa powinien się zamknąć z panem Tuskiem w pokoju na tyle czasu ile będzie im potrzeba i obaj panowie powinni powiedzieć sobie nawzajem, co do siebie mają i jak bardzo się nienawidzą, jednakże po wyjściu z tego pokoju pan Kaczyński MUSI uznawać w Donaldzie Tusku legalnego premiera i swojego siłą rzeczy przywódcę, a tenże Tusk powinien zrozumieć racje i argumenty pana Kaczyńskiego – powołując np. specjalną komisję sejmową do wyjaśnienia sprawy jeszcze raz z tymże panem Kaczyńskim na czele. Poza tym jeden drugiego może nienawidzić i uznawać za wcielenie „szatana” i największe nieszczęście dla Polski, jednakże MUSZĄ w sprawie zasadniczej umieć się porozumieć, tak żeby sprawa nie mogła być rozgrywana przez czynniki Polsce nieprzychylne. Ponieważ możemy czegoś takiego nie przetrwać i czy to będzie z winy osobistej zawiści pana Kaczyńskiego, czy też nieustępliwości Tuska – to naprawdę nie będzie miało dla nas żadnego znaczenia jak obcy żołnierze znowu będą gipsować nam gardła, krępować ręce i nogi drutem kolczastym a następnie strzelać w pobliskich lasach. O to w tej grze naprawdę chodzi…
Przecież nawet jeżeli przyjmiemy teorię udziału czynników trzecich – uznając zamach za dokonany, a do tego dopuścimy wyjaśnienie zemsty politycznej sąsiedniego mocarstwa na urzędującym wówczas Prezydencie, to tak doświadczony polityk jak pan Jarosław Kaczyński zapewne potrafi sobie uświadomić możliwe do zaistnienia konsekwencje ujawnienia takich okoliczności. Co wtedy? Poprowadzi nas jak Napoleon czy też ogłosi kolejne powstanie? Uwaga szanowni państwo – takie są konsekwencje mieszania spraw prywatnych do spraw rangi państwowej. Polityk nie może po prostu działać, polityk musi znać wszystkie możliwe odpowiedzi na wszystkie możliwe pytania a dodatkowo mieć jeszcze kilka scenariuszy awaryjnych. Oceniając oczywiście subiektywnie łatwość z jaką pan Kaczyński dał się podpuścić na trotyl na kadłubie, który opisała jedna z nieszczęsnych gazet – możemy przypuszczać pełni obaw, że pan Kaczyński dałby się posterować „obcym czynnikom” w taki sposób, że wszyscy mielibyśmy kłopoty, a sam mógłby o tym nawet nie wiedzieć – mając jak najlepsze intencje. Co oczywiście nie oznacza, że nie można dążyć do poznania prawdy, jednakże w historii naszego kraju jest więcej niewyjaśnionych katastrof lotniczych naszych przywódców jak również trzeba się zastanowić nad konsekwencjami nieujawnienia prawdy, właśnie w imię racji stanu.