• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Nie mamy szans na budowę gospodarki innowacyjnej i opartej na wiedzy

    • By krakauer
    • |
    • 01 stycznia 1970
    • |
    • 2 minuty czytania

    Nie mamy szans na budowę gospodarki innowacyjnej i opartej na wiedzy, klęska polskich środowisk naukowych i brak biznesu zdolnego do podtrzymania współpracy – to przekleństwo naszej transformacji. Przez lata utrzymywaliśmy i utrzymujemy liczne uczelnie, na których są liczne katedry, zakłady i laboratoria – nie wiadomo jakie mające osiągnięcia, a najczęściej żadnych. Zdarza się że aparatura służy do robienia prywaty po godzinach, na co władze zezwalają, często „gronostajowi” włodarze państwowych uczelni mają w tym swój interes, bo mają spółki zatrudniające własnych pracowników naukowych – ten model dyfuzji nauki z biznesem jest klasycznym polskim przykładem korupcji na którą nie ma sposobu, jest to bowiem korupcja systemowa. Gdyby chociaż wydawała dobre owoce, dające się w sposób mierzalny zweryfikować, tutaj tymczasem nic – ciemno, głucho, zimno i jakoś nie słychać o zachwycie świata nad polskimi patentami, o które biją się zagraniczne firmy – te po stokroć wolą kupować mózgi. Wyjazd na zachód, jest standardowym elementem kariery naukowej w Polsce, oczywiście najlepsi wyjeżdżają na stałe.

    Ponieważ banki nie udzielają normalnie kredytów, żaden większy polski biznes w okresie transformacji nie miał szans się rozwinąć na poważnie, jest kilka kamieni szlachetnych w narodowej gospodarce, ale to mowa dosłownie o kilkunastu dużych i kilkudziesięciu średnich firmach, które są zdolne do generowania, absorpcji i wdrażania innowacji. Cała reszta może co najwyżej naśladować, albo wdrożyć program do fakturowania z kolejnym modułem do obsługi kas fiskalnych. Na tym kończy się chłonność innowacji w naszej gospodarce. Duże przedsiębiorstwa z PRL-u, albo padły, albo sprywatyzowano, albo służą jako dojne krowy dla państwowych mianowań i nadań. Poza tymi podmiotami – jedynie małe i średnie firmy często pokazały zaskakujące poziomy innowacyjności, elastyczności i umiejętności podejścia projektowego do podejmowanych zadań. Jednakże małe przedsiębiorstwa mogą wdrażać innowacje i korzystać z ich owoców na małą ewentualnie średnią skalę.

    Politycy muszą zrozumieć, że w innowacjach nie chodzi o laserowe grawerowanie imion na kubkach ani instalowanie najnowszych rodzajów oprogramowania popularnego amerykańskiego producenta.

    Gdybyśmy chociaż kupowali licencje, wdrażali, uczyli się i mieli z tego jakiś niewielki procent szans na generowanie wartości dodanej, to miałoby to sens, moglibyśmy się cieszyć że jesteśmy gospodarką nadążną pełną gębą, uczymy się, wdrażamy, przygotowujemy – do wielkiego skoku itd. Oczywiście chodzi o powielenie wybranych działań Korei Południowej, Turcji i innych państw gwałtownie się rozwijających. Nie mamy na to szans, ponieważ centralne naszych największych przedsiębiorstw są poza Polską, traktują swoją działalność u nas jako końcówkę procesów logistyczno-wytwórczych, na której można efektownie zarobić. Nie ma przełożenia na inwestowanie w innowacje w naszym kraju – z wyjątkiem kilku, może kilkunastu liczących się firm globalnych, które stać na fundowanie centrów badań i rozwoju nawet w takich krajach jak Polska.

    Wiele się mówi o tym, że to wszystko to nie prawda bo można się rozwinąć np. na wymagającym co prawda ale bardzo chłonnym rynku aplikacji komputerowych. Teoretycznie nie ma bowiem nic prostszego niż kapitał ludzki w powiązaniu z komputerem i odpowiednim zarządzaniem. Do tego odrobina marketingu, a użyteczność produktu – np. wtyczki do popularnej przeglądarki wywinduje nas wraz z naszym produktem na szczyty internetowego mainstreamu. Niestety nie ma nic bardziej mylnego, albowiem co prawda kod można klepać nawet na starych komputerach, ale trzeba mieć pomysł, który chwyta – co ma ten kod opisywać. Bez tego, bez potwierdzenia użytecznością – nie da się przebić, a jeżeli krajowy rynek szeroko rozumianych usług informatycznych jest mizerny i nie pozwala geniuszom zakwitnąć, albowiem prawdziwe talenty marnują się u nas jako administratorzy sieci komputerowych. Przy płytkim rynku nie zgłaszającym potrzeb na innowacje – nawet te nieduże, nic większego nie może się rozwinąć – nie ma agregacji pieniędzy i doświadczenia. Wynikiem czego jest oczywiście brak efektów, a każdy zdolny student automatyki, robotyki, informatyki – już na czwartym roku studiów ma ustawioną pracę, często za granicą.

    W podobny sposób marnują się u nas talenty w wielu dziedzinach gospodarki, także o zgrozo – w dziedzinach kreatywnych często nazywanych przemysłami kreatywnymi opartymi o kulturę. To jest naprawdę przerażające, albowiem tutaj żeby zaistnieć globalnie wystarczy zaprojektować dosłownie – wielką pływającą kaczkę, jednakże Polacy tkwiący w niebycie i nicości – poza systemem globalnego przepływu informacji są odcięci od szans jakie stwarza globalna wioska. Dobrze, że przynajmniej udała się produkcja mebli, które również trzeba jak wiadomo projektować, jakoś się kręci, ale szału nie ma i nie będzie.

    O innowacyjności w najbardziej możliwej do stworzenia warunków skoku cywilizacyjnego całego kraju dziedzinie gospodarki jaką jest rolnictwo i przetwórstwo żywności to w ogóle szkoda gadać. Są normy wspólnotowe, które się wypełnia, są normy wiodących rynków eksportowych (rosyjskie), które także się wypełnia i na tym koniec. Nie ma czegoś takiego jak podchodzi się do rolnictwa w Holandii, Izraelu czy na Tajwanie. Niestety nie inwestujemy w nowoczesne, wysoko wydajne i produkujące standardowe produkty rolnictwo. O ile bowiem to, dlaczego nie produkujemy najlepszego samolotu transportowego na świecie – można jeszcze zrozumieć, podobnie jak brak możliwości produkcji mikroprocesorów, ale dlaczego nie produkujemy najsmaczniejszych ziemniaków, jak również całej gamy różnej jakości przetworów wszelakich ze wszystkiego – tego nie da się zrozumieć. Po prostu to jest niepojęte i to przy zalewie środków unijnych!

    Wniosek generalny – można się cieszyć, że przynajmniej dzieje się pod tym względem że implementujemy do swojej gospodarki używane technologie z zachodu, głównie z Niemiec. Lepsze to niż nic, ale niestety skala jest niezadowalająca. Natomiast braku sukcesów w produkcji rolnej, jej organizacji i umasowieniu eksportu na główne rynki docelowe – tego nie da się pojąć.