- Polityka
Jakość elity a świadomość narodowa
- By krakauer
- |
- 01 stycznia 1970
- |
- 2 minuty czytania
Możemy sobie myśleć, co się nam podoba, ale podobno era nacjonalizmów w Europie już się skończyła, została okupiona milionami ofiar i zmianami granic, jednakże jedynie najwięksi optymiści niedostrzegający natury i złożoności zjawisk, jakie dzieją się dookoła nas mogą opowiadać głupotę o końcu historii, miłości między narodami, czy też jeszcze lepsze bajki o odejściu od paradygmatu narodowego. W rzeczywistości tego typu retoryka nie jest niczym innym jak głównie – obecnym etapem wyrażania interesu narodowego w dobie uniwersalizacji, globalizacji i tolerowanej multikulturowości. Wystarczy popatrzeć na teoretycznie najbardziej zglobalizowane i wielokulturowe społeczeństwo w Europie, jakim jest społeczeństwo brytyjskie – casus Diany pokazał, gdzie jest miejsce przybyszów, można się w Wielkiej Brytanii nawet wzbogacić, co więcej jak udowodnili rosyjscy nowi miliarderzy – można tam bezpiecznie trzymać swoje pieniądze, ale nie ma się i nie będzie się miało żadnego wpływu na władze – zawsze do ostatnich swoich dni, będzie się jedynie przybyszem. Podobny mechanizm, nieco złagodzony, ale w istocie dokładnie taki sam działa w USA. Retoryka przyjaźni ze wszystkimi, retoryką przyjaźni, jednakże jeżeli chodzi o decydowanie – zawsze decydują ci sami ludzie, potem dzieci tych samych ludzi, wnuki, ewentualnie jakieś dodatki z akcji afirmacyjnej.
Fenomenem pod względem homogeniczności własnej elity są Niemcy, o dziwo, bowiem ci sami ludzie, których rodziny popierały Adolfa Hitlera a nawet wyniosły go do władzy – nadal mają w Niemczech pieniądze! Co więcej z niewielkimi korektami – nadal są to osoby o najwyższym poziomie zaufania społecznego, biznesowego, państwowego – nadające ton życiu publicznemu, a to, że dzieje się to na poziomie landów, z rzadka federalnym, który jest taki masowy – demokratyczny to, co innego. Pryncypia niemieckiej polityki gospodarczej i społecznej są decydowane tam, gdzie decydowane były od czasu zjednoczenia Niemiec, z wyjątkiem dawnych prowincji wschodnich Rzeszy, znajdujących się pod polską i rosyjską administracją.
Sytuację w Rosji trudno zdekodować, bez znajomości tajników tamtejszych struktur tajnych, które, o czym musimy pamiętać – zachowują ciągłość od początku rewolucji, a w pewnych sferach sięgają głęboko w historię państwa carskiego, albowiem odziedziczyły archiwa i sporo agentów dawnej Ochrany. Więc Rosja jest tajemnicą nieodgadnioną i nie jest prawdą, że Białoruś to jej model w mniejszej skali – przeczą temu złodziejscy miliarderzy, którzy zdołali wyjechać z kraju wraz z kontenerami pieniędzy i kosztowności.
No a jak jest u nas? W wesołym kraju nad piękną Wisłą? W ogóle nie mamy elit, w znaczeniu ciągłości elit. To, co pozostało po II Rzeczpospolitej to jakieś żałosne popłuczyny, które albo uciekły, albo zupełnie zmieniły swój genotyp i straciły na znaczeniu z wyjątkiem „rodów biskupich” Tylko w niektórych przypadkach udało się przechować wpływy zapewniając rodzinom reelekcję na stołkach biskupich, które jak wiadomo przetrwały ostatnią ludobójczą okupację naszych fajnych sąsiadów Niemców. Poza tym, wszystko, ale to naprawdę wszystko w Polsce uległo zmianie i to nie pierwszy raz, albowiem co powstanie – traciliśmy resztki elity, jednakże takie były prawa wojny. Dzisiejsza Polska nie ma nic wspólnego w sensie łączności dziejowej ze swoją poprzedniczką, to byli zupełnie inni ludzie mający zupełnie inną percepcję, warto przypomnieć, że jeden z przedstawicieli jednej z najbardziej znamienitych rodzin arystokratycznych Polski – pod baczną strażą przydzielonych mu niemieckich oddziałów wywiózł wielopokoleniowy majątek ruchomy swojej rodziny za granicę (Wiedeń, Szwajcaria), majątek, na który przez wieki składały się krew i pot polskich chłopów – bezwzględnie wyzyskiwanych przez swojego pana. Dzisiaj jego potomkom nie brakuje wstydu, żeby domagać się od Rzeczpospolitej zwrotu nieruchomości!
Nie mamy się, z czym porównywać, jeżeli weźmiemy pod uwagę naszych dzisiejszych nieudaczników i dorobkiewiczów do potężnych sąsiadów, nasza elita z wyjątkiem nielicznych wyjątków – będzie zawsze klientem i ubogim krewnym elity naszych sojuszników i potencjalnych nieprzyjaciół. Nie ma ani wykształcenia, ani kindersztuby, ani wiedzy, ani poważnych majątków. Żyje z bezczelnego drenowania społeczeństwa, które samo jest biedne. Nie ma tutaj możliwości o myśleniu w jakichkolwiek kategoriach narodowych, Narodu, czy państwa – to po prostu grupa mizernych dorobkiewiczów różnej proweniencji, często jedynie polskojęzyczna.
Zresztą zawsze obcokrajowcy stanowili w Polsce istotną część elity, zawsze byli lepsi i imponowali głupowatej szlachcie, albo wręcz przeciwnie – byli tak cwani i sprytni, że potrafili tych opojów i pijaczków przechytrzyć i wykorzystać. No i do dzisiaj się to zbytnio nie zmieniło, z tą różnicą, że oceniając naszych przywódców trzeba bacznie obserwować czy to Polak lub Polka, czy jedynie osoba z Polską luźno związana, obracająca tu kapitałem, jedynie polskojęzyczna, oj tak niestety – polskojęzycznych nam nie brakuje, świetnie się mają – można nawet powiedzieć, że przeżywają prawdziwy renesans i szczyty afirmacji. Prowadzi to nas do ostatecznej konstatacji – znowu mamy nijakie, albo obce elity. Czym to się skończy? Pamiętacie państwo słynną szosę na Zaleszczyki (termin Stanisława Strońskiego)? Podobno do lat 70 tych u mieszkającej w rejonie ludności widać było drogie i piękne futra, elementy strojów, zegarki, garnitury, luksusowe przedmioty, a nawet samochody! To tam, w „odbycie” II Rzeczpospolitej, jej elita wycisnęła się ku wolności…
Oficjalne tłumaczenie tekstu w języku rosyjskim [tutaj]