- Ogólna
Od dawna wiadomo, że USA nas „szpiegują”…
- By krakauer
- |
- 03 października 2013
- |
- 2 minuty czytania
Od dawna wiadomo, że USA nas „szpiegują”, nie ma co robić z tego powodu żadnej histerii – w ogóle o samym szpiegowaniu tutaj w zasadzie nie może być mowy, albowiem szpieguje się z jakimś zamiarem np. zdobycia wartościowych informacji. W naszym państwie nie ma żadnych wartościowych informacji z punktu widzenia interesów USA, chyba że pojawią się nieznane pokłady gazu niekonwencjonalnego i to w ilościach pozwalających na budowę regionalnej strategii dominacji a przynajmniej wykorzystania przewag.
Wzywanie przez Rzecznika Praw Obywatelskich – prokuratury o wszczęcie postępowania w sprawie inwigilowania obywateli polskich przez władze Amerykańskie za pomocą PRISM to kolejne ośmieszanie państwa polskiego. Po pierwsze jak sojusznik może nas podsłuchiwać, po drugie nawet jeżeli to robi, to wiadomo że to robi dla naszego między innymi dobra – gromadząc informacje o wszystkim, zawsze wszakże są one potrzebne i jedynie poselekcjonowane dają gwarancję, że sojusznicy są sojusznikami i chcą nimi być.
W ogóle co to znaczy oskarżyć inne państwo przed własną prokuraturą? Wniosek Pani Ireny Lipowicz to po prostu bicie piany, gdyż nawet jeżeli jesteśmy podsłuchiwani a dane zbierane u nas są przetwarzane bazodanowo to nie mamy na to żadnego, nawet najmniejszego wpływu i nic nie możemy w tej sprawie zrobić, nawet jakbyśmy wypowiedzieli USA wojnę.
Oczywiście nikt się nie przyzna do szpiegowania nas i gromadzenia naszych danych w sposób umożliwiający wnioskowanie lub nawet sterowanie ogółem. To jest pole działania dla służb specjalnych jeżeli już, a dla nich „szpiegowanie” to przecież chleb powszedni. Polskie służby specjalne, podobnie jak polscy decydenci muszą zakładać że jesteśmy podsłuchiwani i inwigilowani – nie tylko przez sojusznika mającego w sumie neutralne i przyjazne zamiary, ale także przez osoby i podmioty mające inne zamiary, mniej przyjazne.
Oznacza to, że nasz kraj a na pewno jego kluczowe organy władzy jak również cała infrastruktura wymiany i zarządzania informacjami – muszą być w taki sposób skonstruowane i uodpornione jakbyśmy ciągle prowadzili wojnę. Albowiem wszystko możemy mieć trefne i nieudane, w ogóle możemy mieć zbyt mało żołnierzy, ale łączność i komunikację musimy mieć bez zarzutu. To musi działać, być oparte na krajowych wzorcach i zapewniać nam najwyższe standardy autonomii informacyjnej.
Sieć przesyłania, przechowywania i segregowania oraz możliwości zarządzania informacjami to dzisiaj podstawy i klucze do państwa. Dlatego poza odpowiednią jakością i nadzorem musimy to także mieć w sposób odpowiedni zdublowane, tak żeby w razie jakichkolwiek zagrożeń – móc bez najmniejszego problemu przełączyć się z sieci a na b lub na x. Jest oczywistym, że nie da się utrzymywać zbyt dużej ilości infrastruktury, ale wystarczy przecież dbać o to co posiadamy po poprzednich okresach, w niektórych miejscach nawet rozwijać klasyczną telekomunikację – a wszędzie, ale to naprawdę absolutnie wszędzie budować sieci szkieletowe – zdolne do funkcjonowania z dużą odpornością na zakłócenia – tworzące własne podsystemy i przenikające się z innymi.
Docelowo jeżeli już udałoby się nam w sposób odpowiedni zbudować sieci przesyłu informacji, moglibyśmy postawić na dezinformowanie ewentualnych zainteresowanych, albowiem ochrona informacji i utajnianie wszystkiego na dużą skalę jest tak kosztowne że się po prostu nie opłaca, poza tym trudno jest mieć pewność że wszyscy są lojalni i takimi będą. Dlatego strategia dezinformacji oraz przesyłania nadmiernej ilości informacji – jest najbardziej skuteczna. Proszę sobie wyobrazić o ile więcej pracy miałyby automatyczne systemy do selekcji i przeszukiwania informacji, jeżeli – przesyłalibyśmy informacje nie tylko zakodowane ale jeszcze wymieszane z olbrzymią ilością danych. Prosty email o banalnej treści – wręcz trywialnej – wysłany z jednego miejsca w drugie – wzbogacony o cyfrowe egzemplarze dzieł klasyków, ewentualnie opisy techniczne albo inne informacje kontekstowo zabójcze dla logiki systemu – po zakodowaniu i odkodowaniu – zajmuje nie linijkę ale kilka megabajtów informacji. W ten sposób podmioty nam nieprzychylne nie miałyby tak łatwo i banalnie jak zdobyć informacji o nas wprost od nas. Z selekcjonowaniem, oddzielaniem i opracowywaniem danych trzeba się jednak trochę natrudzić, zwłaszcza jeżeli nagle cały system przesyła ich olbrzymią masę. To prosty sposób, ale w praktyce bardzo trudny do wdrożenia.
Tymczasem Amerykanie niech nas szpiegują, nawet dla naszego dobra i bezpieczeństwa. Osobiście jako redakcja nie mamy nic przeciwko temu, ponieważ ufamy rządowi USA, że jest „wielkim bratem”, który po prostu wie lepiej i chce dobrze. Poza tym jako kraj de facto frontowy NATO musimy się pogodzić z inwigilowaniem, a jeżeli ktoś w swojej niewiedzy i naiwności był tak niedomyślny, że nie wziął nawet pod uwagę faktu, że zwykła korespondencja mailowa może być monitorowana i przetwarzana – to lepiej żeby nie szukał informacji w sieci – oczywiście z kręgu opowieści spod znaku płaszcza i szpady – jak to zdalnie można przejąć kontrolę nad komputerami z pewnym systemem operacyjnym i innych temu podobnych historii. Cieszmy się z Ameryki, tam mieszka wielu mądrych ludzi! Pani Rzecznik Praw Obywatelskich mogłaby się już lepiej zająć ludźmi zarzynanymi finansowo przez komorników na granicy lub nawet już poza granicą prawa, a nie kombinować jak postawić Baracka Obamę przed polską prokuraturą! Proszę się śmiać do woli, ale właśnie do tego się pomysł tej pani sprowadza!