- Polityka
Scenariusz doprowadzenia do wojny domowej w Polsce /political fiction/
- By krakauer
- |
- 01 stycznia 1970
- |
- 2 minuty czytania
Jak można spróbować sobie wyobrazić scenariusz doprowadzenia do wojny domowej w Polsce? Jesteśmy tak bardzo homogenicznym krajem, że mniejszości narodowe, etniczne i religijne stanowią bardzo niewielki odsetek, czy wręcz w niektórych przypadkach promil społeczeństwa. Nawet skupienie ich obszarowe nie ma innego znaczenia niż lokalne, co przy już pełnym pominięciu faktu braku konfliktów narodowościowych, etnicznych i religijnych w Polsce – daje pełną gwarancję braku możliwości rozpalenia tego typu szaleństwa po tych najdramatyczniejszych liniach podziałów.
Można jednak wyobrazić sobie zbudowanie linii konfliktu klasowo-mentalnego, mającego za oś podziału stosunek do sprawy narodowej – definiowanej przez dwa zwaśnione obozy polityczne, z których jeden uzurpuje sobie prawo do monopolu na państwo i monopolu na słuszność w sprawach państwowych. Ponieważ taki podział istnieje, a dwie wielkie partie za niego odpowiedzialne grupują około 70% elektoratu – można przypuszczać, że w tym zakresie utrwalonych linii podziałów byłoby możliwe zaognienie konfliktu przy najbardziej niekorzystnym splocie okoliczności.
Najbardziej krytycznym momentem funkcjonowania demokracji parlamentarnej – przy jej normalnym biegu jest stan nieustalony pomiędzy ogłoszeniem wyników wyborów a uznaniem ukonstytuowanej władzy. W tym czasie dzieje się prawdziwa walka o władzę i brutalne przetasowania, pomiędzy największymi graczami. Nie jest tajemnicą, że partie w Polsce mają powiązane z nimi grupy interesów, w tym także wysokich szczeblami urzędników państwowych, także w tzw. „resortach siłowych”. Do tego należą w pierwszej kolejności służby specjalne wszelkiej maści i ich oficjalne oraz formalnie nie istniejące przybudówki, policja jawna, inne służby uzbrojone i najważniejsze – oczywiście regularne wojsko. Podmiotami przeciwstawnymi dla tych sił są zorganizowane grupy obywateli, które mogą być mobilizowane przez afiliowane przy partiach politycznych organizacje społeczne i inne organizacje – cieszące się dużym posłuchem i zaufaniem obywateli.
W momencie przekazania władzy mamy dwie zasadnicze możliwości, gdy opozycja kontestuje wynik wyborów, albo proces przekazywania władzy – uznając się za skrzywdzoną, ewentualnie gdy to rządzący unieważniają wybory lub sprzeciwiają się uznaniu wyników. Wówczas może dochodzić do sytuacji – nacisków na rząd, wzywający do ustąpienia lub powołania pozaparlamentarnego rządu – w oparciu o przeświadczenie o własnej słuszności skutkujące rozejściem się parlamentu – na dwie grupy. Wówczas dochodzi do walki o gmach parlamentu, który zajmują „jedynie słuszni” itd., scenariusz konfliktu może być dowolnie szybko zmodyfikowany, z użyciem mediów włącznie, no bo wiadomo, że ten kto ma insygnia władzy – czyli budynki rządowe i możliwość panowania nad potokiem informacji, ten jest w stanie swoją władzę przedstawić jako „bardziej legalną”. Ten scenariusz z wielkimi rozruchami w tle jest jak najbardziej możliwy, albowiem trzeba pamiętać o tym, że w przypadku rozgrywki ostatecznej – wszystko co opozycja może zrobić, to tylko i wyłącznie wezwanie do powszechnego buntu i usunięcie uzurpatorów siłą. Konsekwencją takich wezwań są oczywiście represje, aresztowania, listy proskrypcyjne, internowania, cenzura – ale najpierw wszystko się dzieje w jedwabnych rękawiczkach, najbardziej oporni po prostu znikają, albo znikają ich żony i dzieci, co jest chyba nawet bardziej skuteczne.
Uwaga dla naszego scenariusza nie ma znaczenia, która strona rozpocznie rozruchy, ani nie ma znaczenia która strona spowoduje ruch – nieuznawany przez drugą stronę, z tego i tylko wyłącznie tego powodu, ponieważ to naprawdę nie ma znaczenia kto zaczął konflikt i dlaczego. Liczy się to, jakie informacje, w jaki sposób i w jakim czasie – w maksymalnym zasięgu są przekazywane publiczności. Ludzie przede wszystkim pragną spokoju i jasności sytuacji, dominująca większość i tak nie bierze udziału w wyborach, pozostali mogą co najwyżej indywidualnie pisać wzburzone teksty na blogach lub wyjść i dać się złapać siłom bezpieczeństwa i porządku. Małą próbkę absurdu mieliśmy w tych dniach, przy okazji komunikatów z przecieków na temat kwalifikacji tzw. ekspertów od badania wypadków lotniczych – służących opiniami komisji sejmowej. Z jednej strony mamy do czynienia z pełnym pozbawieniem szacunku, odarciem z prawa do wypowiadania się i po prostu wyśmianiem. Z drugiej strony konfliktu – mamy nerwowe reakcje, oskarżenia o mijanie się z prawdą, kłamstwa, konfabulacje i celowe wybiórcze przeciekanie tajnych faktów – fragmentów wybranych z kontekstu większych wypowiedzi w sposób ośmieszający z zamiarem skrzywdzenia. Kto z państwa wie jak jest naprawdę? Dziękuję za zrozumienie analogii, do sytuacji w której skończy się mandat demokratyczny władzy do jej sprawowania, a nowy jeszcze nie będzie podjęty.
Jeszcze większy chaos zapanuje właśnie w czasie tego nowoczesnego „bezkrólewia”, wówczas do gry włączą się też inni liczni potężni gracze, mający w naszym kraju swoje interesy, reprezentowani przez potężne firmy marketingowo-PR-owe, zdolne do rozhuśtania i skanalizowania opinii publicznej w sposób zupełnie oderwany od świadomości i percepcji zwykłych obywateli. Jeszcze nie mieliśmy takiej próby w okresie transformacji, może namiastkę – słynną „nocną zmianę”, związaną z upadkiem rządu Jana Olszewskiego. Warto sobie prześledzić tamte fakty – w Internecie dostępne są odpowiednie filmy, widać występujących tam ludzi – przeważnie nadal aktywnych polityków.
Dzisiaj wszystko działoby się bardzo szybko, jeżeli w wyniku zadziałania autorytetu prezydenta – doszłoby do formalnego sformułowania większości w parlamencie, przeliczenia głosów, wybebeszenia serwerów itd., to całość zamieszania zamknęłaby się w dwóch maksymalnie trzech dobach – to jest szczyt możliwości wytrzymałości ludzi. Jeżeli jednak doszłoby do przedłużenia się kryzysu do np. tygodnia lub dłużej – przy braku wyłonienia większości, to wpadlibyśmy w wyniku kolejnych przetasowań w wir kolejnych wyborów i rząd tymczasowy – administrujący, czyli albo kontynuowanie misji dotychczasowego gabinetu, albo jego istotną techniczną rekonstrukcję na czas nieustalony.
Następnie mielibyśmy skrócenie, samorozwiązanie parlamentu – ponowne wybory w terminie ustalonym przez Konstytucję. W tym okresie wiele by się działo w kraju. Z jednej strony struktury siłowe ujawniłyby swoją potęgę, nagle „zaroiłoby się” od pedofilów i innych przestępców, których szuka policja – co jest starym sposobem na wyłuskiwanie opozycjonistów, jak i stosowano by cały szereg innych trików. Co oczywiście spowodowałoby retorsje strony gwałconej w postaci masowych protestów, okupacji dróg w kraju, a nawet lokalnych buntów – mających na celu przejęcie władzy i przegnanie administracji państwowej/samorządowej (nie swojej). W wielu gminach mielibyśmy podział na rządy odpowiednich frakcji – są już dzisiaj takie miejsca w kraju, gdzie rządzi jedna opcja, przy wydatnym wsparciu duchowieństwa kościoła dominującego.
Przed samymi wyborami mielibyśmy festiwal oskarżeń o fałszowanie wyborów, więc w każdej komisji wyborczej byłoby bardzo wielu mężów zaufania, obstawa policyjna, może nawet wojskowa itp. Jeżeli nie udałoby się w sposób wiarygodny i nie dający się podważyć nawet tak fenomenalnymi oskarżeniami jak miejsce fizycznej lokalizacji serwerów przetwarzających dane w chmurze (na terytorium Federacji Rosyjskiej) – to być może sprawa rozeszłaby się z wielkim kacem po kościach. Jeżeli jednak nie udałoby się udowodnić ponad wszelką wątpliwość i zdusić głupoty, że wybory oczywiście sfałszowano – to wówczas mielibyśmy do czynienia z sytuacją patową, ponieważ w przypadku powielenia się scenariusza wyborczego – strony zatomizowałyby się do tego stopnia, że zapanowałaby wrogość wedle podziałów na „my” i „oni”, w tym znaczeniu że podziały partyjno-obozowe zostałyby wzmocnione podziałami po liniach sporu aktualnie toczonego i podsycanego przez media.
W najczarniejszym scenariuszu w ekstremalnie krytycznych sytuacjach doszłoby do rozruchów, w których użyto by broni lub dokonano zamachów bombowych podczas manifestacji lub wcześniej adresowanych na budynki lub ludzi jednej ze stron konfliktu. Nie brakuje obcej agentury, która dostarczyłaby odpowiednie ładunki, broń, nawet ludzi którzy byliby fizycznymi wykonawcami. Oczywiście sprawy byłyby odpowiednio nagłośnione, nastąpiłyby wzajemne oskarżenia, zaognianie konfliktu – od słowa, do czynu i poprzez kolejne czyny do kolejnych czynów. Później następne wybuchy, rozruchy, strzały, trupy, napady na policje, łapanki – wojsko na ulicach, regularne walki – powtórzenie scenariusza znanego z Syrii. Jawne wspieranie jednej ze stron przez „interwenta zewnętrznego”, zaogniłoby konflikt i nie pozwoliło mu wygasnąć. Wystarczy hasło, że „zabijają”, już znamy jednego człowieka który na wieść o zamachu szaleńca krzyczał „nie zabijajcie nas”. Od takiego sposobu rozumowania spraw – a zarazem wyrażania oczekiwań, do strzelania się jest bardzo krótka droga.
Musimy przede wszystkim uodpornić kraj na działanie zagranicznej agentury, jak również krajowych ośrodków nacisku, zdolnych do sfinansowania i przeprowadzenia logistycznego takich zdarzeń krytycznych jak np. akty terroru. Przede wszystkim trzeba informować ludzi o mechanizmach demokracji i budować zaufanie do władz, jednakże na to jest już zbyt późno.