- Paradygmat rozwoju
Dlaczego reformy w Polsce nigdy się nie udają?
- By krakauer
- |
- 01 stycznia 1970
- |
- 2 minuty czytania
Nasze państwo od końca władzy Jana III Sobieskiego z drobną przerwą na rządy ministra Grabskiego cierpi na paraliżujący brak zdolności przeprowadzania jakichkolwiek reform. Ludzie żyją dniem codziennym, różne władze w tym, co się często zdarza okupacyjne nimi zarządzają, ale nikt niestety w tym kraju nie miał szerszej wizji całości i nie próbował ogarnąć całości naszej społeczno-gospodarczej rzeczywistości, nie było męża stanu ani męża opatrznościowego.
Z pewnością, pomimo wszystkich zalet nie był nim marszałek Józef Piłsudski, który autorytarnie skazał Polskę na rządy zacietrzewionej oligarchii, podobnie nie był nim Gierek, chociaż ten człowiek ma wiele dobrego na koncie narodowych dokonań. Nie udało się także ani Balcerowiczowi, ani Lechowi Wałęsie. Pewną nadzieją był prof. Hausner ze swoim „planem”, ale tenże także nie proponował nic nowego a jedynie chciał uporządkować istniejąca rzeczywistość. Niestety nasz kraj nie ma szczęścia do wielkich ludzi, przynajmniej świeckich…
Minione dwadzieścia lat, to okres ciągłej ewolucji z systemu będącego zaprzeczeniem efektywności i wolności do systemu zawłaszczonego przez wąskie warstwy oligarchii i jej popleczników. Obecna Polska nie oferuje swoim obywatelom niczego lepszego niż zmywak w Londynie lub układanie parkietów w Amsterdamie. Własny kraj przestał być dla młodych Polaków atrakcyjnym miejscem zamieszkania, pracy i pobytu. Z braku perspektyw, przytłoczeni podatkami i opłatami, wybierają prowadzenie życia na obczyźnie, ponieważ tam jest dużo łatwiej, a w razie powinięcia się nogi z tego, co system daje można przeżyć. U nas to niemożliwe, jeżeli ktoś myśli, że przeżyje z pomocy społecznej lepiej żeby się o tym empirycznie nie przekonywał. Niestety nie da się tutaj łatwo żyć. Za wszystko trzeba płacić.
Nasze państwo, jako zbiorowość społeczno-ekonomiczna nie ma żadnego specjalnego masterplanu na siebie, celem jego funkcjonowania jest coroczne sadzenie i zbiórka ziemniaków oraz podwyższanie podatku VAT przez rzekomo liberalny rząd. Naprawdę, dziwi fakt, że przez tak długi szmat historii, włączając w to okresy okupacji i obcej lub inspirowanej władzy w Polsce, nikt nie miał koncepcji na coś więcej. Jeszcze bardziej dziwi okoliczność, że w końcu rzekomo wolna Rzeczpospolita nadal, bo już dwudziesty drugi rok nie ma na siebie samą koncepcji. W jej znalezieniu nie pomogło ani wejście do UE, ani autorytety z Janem Pawłem II na czele. PRL poza okresem odbudowy także wpadł do polskiego rosołu i nie mógł się z niego wydobyć. Fakt powodujący, że Polacy nie mają na siebie samych pomysłu jest swoistym fenomenem politycznym.
Będąc sprawiedliwym, należy stwierdzić, że trudno jest rządzić naszym krajem, ponieważ naród jest wyjątkowo oporny na rządzenie i wszelkie zmiany swoich przyzwyczajeń nawet, jeżeli są one złe, lub często zgubne. Jeżeli uporządkowanie naszego kraju nie udało się nawet niemieckiemu okupantowi (6 lat), nie wspominając o zaborcach (123 lata), to nie można się dziwić, że rządząca od okrągłego stołu prawica post solidarnościowa nie może dać sobie rady. Pewną szansą na reformy jest Unia Europejska i jej prawodawstwo, przyśpieszające integrację i budowę wielowymiarowej wspólnoty.
Przeglądając programy gospodarcze wszystkich partii, uderza indolencja i niechęć do wdrażania czegokolwiek, co wiąże się z politycznym, gospodarczym lub wizerunkowym ryzykiem. Największym przegranym tej gry w nicość jest Sojusz Lewicy Demokratycznej, którego skompromitowany lider nie rozumie, że swoją nieudolnością naraził Polaków na konsumpcję „palikotyzmu”, czego skutki są trudne do obliczenie, ale z pewnością zaowocują zmianami w zakresie funkcjonowania naszego i tak nie wydolnego systemu państwowego.
Potencjalnym motorem zmian mogłyby stać się samorządy, jednakże te nie są w pełni gospodarzami swoich przestrzeni społeczno-gospodarczych, są zdecydowanie ograniczone przede wszystkim w zakresie finansowym. Źle rozumiana unitarność państwa staje się przeszkodą we wprowadzaniu koniecznych reform, których samorząd może być doskonałym piastunem i regulatorem. Nie wszystko musi się decydować na najwyższych szczeblach władzy. Pozostawienie Polakom władzy i prawa do decydowania w ich rękach, daje rękojmię skuteczności i pełni społecznego poparcia, które jest warunkiem jakichkolwiek reform.
Prawdopodobnie problem tkwi w naszej narodowej specyfice, przecież nienawidzimy, gdy ktokolwiek mówi nam jak mamy żyć i natychmiast jest naszym wrogiem. Wiadomo, że tam, gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania, nie bez powodu wybuchło skazane na hekatombę Powstanie w roku 1944, nie bez powodu wybuchły strajki popierające Solidarność, naprawdę okrągły stół, ze wszystkimi swoimi wadami się nam udał jak mało, co w historii. Niestety z niewiadomej przyczyny nie potrafimy się wznieść ponad codzienność i doprowadzić do porządku naszej jedynej ojczyzny. Jest to prawdziwy fenomen nowoczesnej Europy, kto znajdzie odpowiedź na pytanie, dlaczego Polacy nie potrafią się sami skutecznie rządzić powinien zostać Królem Rzeczpospolitej. Niestety doświadczenia autorytarne naszego kraju, kosztowały nas kilka dni wrześniowej chwały, Katyń, Oświęcim, Palmiry, Zamek w Lublinie, UBecję i ogólny upadek. Jedynie zjednoczeni Polacy są silni, przy naszych sąsiadach jakiekolwiek podziały wewnętrzne to sposób na skazanie się na powtórzenie historii.
Stojąc u progu nowego parlamentu, który będzie rządził Rzeczpospolitą w okresie intensywnych zewnętrznych turbulencji musimy mieć świadomość konieczności ponoszenia wyrzeczeń i posłuszeństwa wobec władzy, co oznacza konieczność popierania przeważnie zgniłego i znienawidzonego systemu. Państwo i retoryka jego istnienia rządzi się własnymi sprawami, jednostka i jej prawa są niczym, jeżeli na szali leży zbiorowość. Społeczeństwa dalekiego wschodu i krajów islamskich doskonale to rozumieją, dlatego ich systemy są bardziej konkurencyjne od naszego społeczeństwa egoistów! Dlatego początkiem zmian powinna stać się zmiana mentalności Polaków, nie ma innej drogi do porządku, dobrobytu i bezpieczeństwa. Bez zmian we własnym nastawieniu i oczekiwaniu względem rzeczywistości, nie osiągniemy niczego, co spowoduje rzeczywista poprawę. Brytyjczycy po wojnie i utracie finansowania z imperium, rysowali swoim kobietom kreski w wannach, pokazujące ile wody można zużyć na jednorazową kąpiel. W naszym kraju tego typu postulat może spowodować tylko salwy śmiechu.
Nie można się dziwić Polakom, ponieważ nie da się w żadnej mierze uzasadnić, że tutaj lepiej już było, ponieważ w dobrodziejstwach systemu partycypowała jedynie wąska mniejszość oligarchów. Dlatego pieśń przyszłości może być tylko i wyłącznie melodią kompromisu. W przeciwnym wypadku czeka nas stagnacja lub przepaść. Czas najwyższy mówić o poświęceniu a nie o ciągłych roszczeniach względem rzeczywistości, za które musi płacić ogół. Może w tak na nowo skonstruowanym świecie wartości, będzie możliwe wprowadzanie reform?
Jeszcze Polska nie zginęła!