• 16 marca 2023
    • Polityka

    Barack Obama – słaby prezydent czy wybitny strateg?

    • By krakauer
    • |
    • 01 stycznia 1970
    • |
    • 2 minuty czytania

    Barack Obama się waha! Przez co jego wrogowie oskarżają go o bycie słabym prezydentem, bez charakteru i charyzmy tak potrzebnej na tym stanowisku – najważniejszego człowieka w Ameryce. Niestety obecnie w wyniku polityki poprzednika i obecnego prezydenta – upadającego mocarstwa. USA się powoli kończą, wygaszają, nie są w stanie nawet zbombardować Syrii – w taki sposób, żeby narzucić swoją wolę człowiekowi, którego oskarżają o ludobójstwo gazowe! Wahanie prezydenta USA to nic innego jak wyraz słabości. Wynikającej ze zmiany międzynarodowych relacji oraz niestety charakteru osobistego prezydenta Obamy. Być może jeżeli chodziłoby o prawa gejów lub gender – to prezydent Obama byłby doskonałym mówcą, ale jak trzeba działać, brudząc sobie ręce i nakazując zabijać to niestety ten człowiek się wycofuje, czy też raczej nie wchodzi do akcji – bojąc się odpowiedzialności i konsekwencji.

    Nie dogadał się z Putinem, Chińczycy także podchodzą do propozycji amerykańskich sceptycznie, najpewniejsi sojusznicy USA w Europie – Wielka Brytania – silny pragmatyk, korzystający na tym że przykleja się do ich potęgi i nawet pocieszna Polska – są sceptyczne. Nie bez powodów, klęska w Afganistanie, bezprawna okupacja Iraku, rezygnacja z tarczy antyrakietowej w Europie – to wszystko składa się właśnie w całość, przy słabości charakteru tego przywódcy.

    Kto uwierzy Ameryce z takim wahającym się prezydentem? Izrael? Japonia? Tajwan? Może Polska? Śmiech na sali! Całe Pax Americana trzeszczy właśnie w szwach – 70 lat amerykańskiej dominacji i budowy swojej potęgi właśnie się wygasza, rozmywa i zanika. Kraje Zatoki patrzą ze zdziwieniem o co Obamie chodzi? Widać że to nie jest prezydent zdolny do usunięcia zagrożenia irańskiego.

    Z drugiej jednak strony – jeżeli tylko popatrzymy na sytuację bez imperialnej zadyszki – nie ma nic istotniejszego niż chęć dialogu. Obecnie jednak nie ma z kim dialogować, gdyż jest to czas zabijania – jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało, jednakże jedyny pewnik na świecie jakim była do wczoraj amerykańska potęga wojskowa właśnie znika.

    Nie można się dziwić Amerykanom – niby dlaczego mają wydawać pieniądze na bombardowanie Syrii, jeżeli nie mają w tym bezpośredniego interesu, a ewentualne powikłania mogą doprowadzić do zaatakowania Izraela i ogólnego – generalnego chaosu z wojną z Iranem włącznie. Trudno sobie nawet wyobrazić skalę wzrostu cen ropy naftowej, taka wojna może nawet oznaczać koniec dotychczasowej ekonomii. Jak wziąć za to odpowiedzialność? Czy mandat amerykańskich wyborców wystarczy?

    Prawdopodobnie Obama jest sparaliżowany możliwymi konsekwencjami ataku, albowiem komplikacje mogą mieć charakter globalny. Na konflikt w pełnej skali z Iranem w tle chyba nie ma dość sił, w tym znaczeniu, że jednak ekonomia robi swoje i nawet amerykańska machina wojenna musi liczyć się z ograniczeniami. Poza tym, scenariusz włączenia Izraela i Iranu do konfliktu rodzi pytanie o niestabilny Egipt, a takiego ryzyka nie da się ot tak po prostu podjąć. Stąd wynika ostrożność Obamy, który doskonale zdaje sobie sprawę, że szaleństwa rozpoczętego nie będzie dało się już powstrzymać.

    Jeżeli bowiem amerykanie po prostu zaatakowaliby Syrię – przybijając ją do ziemi i niszcząc kluczową infrastrukturę, bez opcji wejścia lądowego do tego kraju, to na pewno nie osiągną zamierzonego celu. Zabicie Al-Asada z powietrza to kwestia losowa, zniszczenie infrastruktury pogorszy i tak dramatyczną sytuację. Jeżeli Al-Asad uderzy w Izrael, to tym sposobem będzie możliwe skupienie się wszystkich islamistów na jednym celu – zaatakowaniu państwa żydowskiego. Od 1973 roku będzie to najlepsza okazja do wymazania Izraela z mapy, a jej motorem i sponsorem będzie Iran. Na sytuacji może chcieć skorzystać Turcja, której inwazja na północ Syrii jest po prostu pewna, powód sobie wymyślą w trakcie. Do tego niestabilny Irak, który ledwo daje sobie radę sam ze sobą. W momencie jak Izraelczycy odczują atak bojowników sponsorowanych przez Iran – natychmiast zaatakują Iran, być może nawet z użyciem broni jądrowej zamienią Teheran w kulę ognia – ku uciesze monarchii południa Zatoki Perskiej. Nie będzie wówczas litości, będzie wojna totalna – wszystkich przeciwko wszystkim.

    Podjęlibyście państwo taką decyzję z ewentualną wizją wzrostu ceny ropy naftowej w tle o 100 lub więcej procent? Samo przeprowadzenie efektywnej operacji wbijającej Damaszek pod ziemię to kwestia techniczna. Ale co potem?

    Być może Barack Obama nie jest politykiem twardym, ale na całe szczęście nie jest politykiem szalonym. Swego czasu postawił pewną granicę w jednym z przemówień, mówiąc że Stany Zjednoczone zainterweniują jak będzie użyta broń chemiczna. Jest więc możliwe, że został sprowokowany, w tym znaczeniu, że naprawdę nie wiadomo kto użył broni chemicznej 21 sierpnia – nie ma jednoznacznych dowodów. Jedynym i właściwym, skutecznym sposobem na międzynarodową reakcję powinno być zablokowanie granic Syrii. No ale to jest praktycznie niemożliwe poza granicą z Izraelem.

    Nie odczytujmy zachowania Obamy jako słabości, zresztą nawet jeżeli – lepiej jest dwa razy pomyśleć i jeszcze jeden dzień się wstrzymać niż od razu strzelać. Na tym właśnie polega okazywanie rozwagi przy posiadaniu przewagi.


    Przejdź na samą górę