• 16 marca 2023
    • Polityka

    Obama o Syrię spyta Kongres – tak rozpocznie się III wojna światowa?

    • By krakauer
    • |
    • 01 stycznia 1970
    • |
    • 2 minuty czytania

    Barack Obama zapyta o możliwość interwencji wojskowej w Syrii swój własny Kongres. Prezydent zna wyniki sondaży mówiące o mniejszym niż 50% poparciu dla ewentualnej interwencji w amerykańskim społeczeństwie. Przy czym uwaga, generalnie prezydent Obama decyzję uważa za podjętą, potwierdzenie jej przez Kongres ma istotny wymiar polityczny w jego polityce wewnętrznej, w przypadku gdyby się okazało że wojna rozwinie się na tyle, że będzie potrzebne pełnoskalowe zaangażowanie się USA w konflikt. To bardzo mądre i bardzo rozsądne politycznie posunięcie Baracka Obamy, zdejmuje z siebie odpowiedzialność jednostkową, chociaż decyzja jest już podjęta.

    Teoretycznie jednak w zmęczonym wojnami społeczeństwie amerykańskim, które jego własne banki wyrzucają na bruk – może zapalić się czerwone światło. Niby dlaczego Amerykanie mają wydawać miliony dolarów na broń precyzyjną, ewentualnie narażać życie swoich żołnierzy, żeby zaatakować kraj będący w totalnej wojnie domowej. Z punktu widzenia zwykłych mieszkańców USA – to nie ma żadnego sensu, cieszyć się mogą i zacierać ręce koncerny zbrojeniowe. Zarobią dużo pieniędzy na przewietrzeniu magazynów wojskowych, ucieszy się także na pewno Izrael, państwa południa Zatoki Perskiej, Jordania, Turcja, ponieważ Amerykańska interwencja stworzy nową jakość.

    Ten dziwny konflikt, przez decyzję Obamy będzie jeszcze dziwniejszy a nawet nieznośny. Z jednej strony mamy siły rządowe, z drugiej strony umownej – liczne oddziały bojowników różnej proweniencji, do tego mamy interwentów po stronie rządowej z Libanu oraz z Iranu. Mamy państwa sąsiednie zainteresowane rozpadem Syrii – Izrael, Turcję, Liban pogrążony w chaosie od lat, Jordanię modlącą się o Amerykańską obecność, Irak zaprawiony w ciągłej wojnie, Iran dążący do regionalnej hegemonii, państwa południa Zatoki pragnące chaosu w Iranie oraz Egipt, który przestał być stabilny. Na to wszystko dokładają się Rosjanie ze swoją liczącą się bazą w Tartus oraz oddziałami – nieznanej wielkości a teraz jeszcze mają w to wejść Amerykanie, ale oczywiście tak żeby nie ruszyć Rosjan, a rozochoceni bojownicy po osłabieniu Al-Asada nie zaatakowali Izraela. Ewentualnie, żeby siły rządowe nie zainicjowały ataku na Izrael pod płaszczykiem bojowników.

    Naprawdę ograniczony atak gazowy jaki się tam już zdarzył kilka razy, w tym także ten z 21 sierpnia to dopiero małe preludium szaleństwa jakie może mieć tam miejsce, gdy Izrael poczuje się zagrożony przez nowoczesną broń irańską odpalaną ze wzgórz Golan przez nie ważne kogo. Odpowiedź izraelska będzie natychmiastowa, totalna, miażdżąca i zmieniająca układ sił w regionie. Myśląc Izrael musimy mieć w świadomości, że mówimy o mocarstwie – państwie posiadającym armię o sile uderzeniowej przewyższającej wszystkie armie europejskich krajów NATO. Stąd też można spodziewać się totalnego rozwiązania, zwłaszcza że robi się nerwowo, gdyż nawet Synaj przestał być w pełni bezpieczny – Izrael ma dzisiaj tylko jedną granicę bez konfliktu – jest to granica z Jordanią, przez rzeczkę którą można przejechać ciężarówką!

    Trudno określić co zamierzają amerykańscy wojskowi, muszą jednak i zapewne mają świadomość, że ich akcja w Syrii może wywołać reakcję międzynarodowego terroryzmu na całym świecie, chociaż co będzie tragikomiczne – walcząc z rządem Syrii, generalnie wspomagają bojowników islamskich importowanych tam z Zatoki i innych krajów za pieniądze bogatych islamistów. Nie da się pokrzywdzić Al-Asada w taki sposób, żeby nie wspomóc bojowników z ugrupowań islamskich, często terrorystycznych. Osłabienie rządu skończy się wydaniem Alawitów pod noże islamistów. Co potem? USA będą zwalczać bojowników islamskich strzelających z moździerzy do Izraela?

    Jeżeli się w coś wchodzi trzeba mieć plan na wyjście. Jeżeli celem USA ma być tylko i wyłącznie wywołanie chaosu poprzez wyjęcie z syryjskiej układanki jednego z elementów, to zapominają jeszcze o jednym – mianowicie, mogą wbrew własnej intencji doprowadzić do wzmocnienia sił rządowych, albowiem wiele osób w Syrii zdaje sobie sprawę, że bez Al-Asada i armii czeka ich chaos oznaczający swobodę mordowania i pełen rozkład społeczeństwa, dlatego wiele osób może równolegle zrozumieć, że w przypadku interwencji z zewnątrz warto albo odpuścić naciski w wojnie domowej, albo nawet zjednoczyć siły. Jest oczywistym, że wojska syryjskie ulegną amerykańskiej przewadze technologicznej napadu powietrznego, jednakże mogą się zemścić na sojusznikach USA, chociaż atak zarówno na Izrael jak i Turcję byłby dla rządu syryjskiego samobójstwem.

    Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Amerykanom w średniookresowej perspektywie chodzi o chaos i powszechność atakowania wszystkiego w imię dowolnie zdefiniowanego celu politycznego. Służy to tylko i wyłącznie jednemu celowi długoterminowemu – wyeliminowanie Iranu z gry strategicznej poprzez wewnętrzne rozbicie spoistości tego państwa. Za rok lub może nawet szybciej będziemy mówić o atakach na Iran. To tylko kwestia czasu, a pretekst się zawsze znajdzie. Zresztą po to jest ta wojna, żeby można było czerpać z niej korzyści. Jeżeli Iran będzie na tyle nierozważny, że da się sprowokować do konfliktu przed budową przenoszalnego arsenału jądrowego – to na pewno ujrzymy jego koniec. Przy potędze finansowej państw południa Zatoki to jest tylko i wyłącznie kwestia zmontowania odpowiedniej koalicji, zakupów uzbrojenia itd. Pieniędzy im przecież nie zabraknie, ponieważ ceny ropy i oczywiście gazu ziemnego błyskawicznie dostosują się do nowych poziomów niepewności.

    Witaj III-cia wojno światowa.