• 16 marca 2023
    • Polityka

    Wyciągnijmy wnioski z egipskiej tragicznej rozprawy z prawicą

    • By krakauer
    • |
    • 01 stycznia 1970
    • |
    • 2 minuty czytania

    Sytuacja w Egipcie robi się dramatyczna, liczba ofiar sięga setek ludzi. To wielka tragedia dla Egipcjan, jednakże oprócz zwykłego ludzkiego współczucia trzeba na sprawę popatrzeć w sposób pragmatyczny. Wyciągnijmy wnioski z egipskiej tragedii, a ściślej z tragicznej rozprawy z prawicą.

    Po obaleniu Mubaraka w Egipcie odbyły się wybory, które wygrała prawica o silnym zabarwieniu religijnym. Wojsko wycofało się do koszar, pozostawiając w obrocie politycznym część swojego zaplecza – splamionego niesławą poprzedniego reżimu. Prawica pod wodzą prezydenta Muhammada Mursiego z Partii Wolności i Sprawiedliwości (o jaka znajomo brzmiąca nazwa), zaczęła przemeblowywać kraj w sposób odpowiadający tylko ich zestawowi wartości. W skrócie „Mursi ogłosił się nowym Faraonem” – to słowa laureata pokojowej nagrody nobla Muhammada el-Baradeia, uderzył we wszystkich – w wojsko, odwołując oficerów, urzędników poprzedniego reżimu – grożąc im ponownymi procesami, liderów przemian nawołując do islamskich wartości, a także w polityce zagranicznej poparł Hamas przeciwko Izraelowi. Skutecznie zasłaniając się religią w momencie krytyki zaczął ograniczać wolność i prawa opozycji, jak również odbierać armii jej przywileje, których natury i złożoności często nawet nie jesteśmy w stanie zrozumieć. W konsekwencji nowy prezydent o wyraźnie prawicowych poglądach (definiowanych w realiach egipskich przez Islam) naraził się w zasadzie wszystkim głównym graczom oraz znacznej części społeczeństwa. W czerwcu tego roku miały miejsce masowe demonstracje, wzywające Mursiego, który zdaniem wielu Egipcjan ich po prostu oszukał – do odejścia. W końcu wojsko go uwięziło i złożyło z urzędu, na scenę wszedł dyktator Abdel Fattah Saeed Hussein Khalil el-Sisi, już jako mąż opatrznościowy wyzwalający Egipcjan z religijno-prawicowego ciemnogrodu na który większość społeczeństwa nie miała ochoty.

    Trzeba wyciągnąć z tego wnioski, ponieważ podobną prawicowo-religijną mieszankę wyborczą opozycja usiłuje zaszczepić w Polsce. Też mamy partię i powiązane z nią mniejsze partyjki o prawicowych lub nawet bardzo silnie prawicowych zabarwieniach. Mamy charyzmatycznych religijnych przywódców, którzy w jednej dłoni mają Krzyż i majestat Boga a w drugiej zapalniczkę, którą w imię swojego sposobu rozumienia prawdy są gotowi podpalić kraj. Mamy liderów politycznych prawicy, sprawdzonych w prawicowej i religijnej doktrynie, dla których dowolne kłamstwo oparte nawet na największej fikcji to nic więcej niż po prostu powiedzieć dzień dobry. To są silne ośrodki polityczne i religijne, posiadające własne media, przełożenie na dominującą religię i środki finansowe umożliwiające realizację założonej polityki.

    W ramach procesu demokratycznego, te siły – kreując się na partie protestu przeciwko nieudolnym rządom obecnych władz uznawanych powszechnie i nie bez racji za nieudolne, niewydolne i po prostu szkodliwe dla kraju – zyskają rentę wyborczą ponieważ wielu ludzi może na nich zagłosować w ramach sprzeciwu przeciwko dotychczasowej władzy. Takie mobilizowanie elektoratu przeciwko komuś – zawsze jest bowiem o wiele łatwiejsze niż mobilizowanie dla jakiejś idei. To znany casus ułomności demokracji już z Niemiec, gdzie w latach 30-tych, do władzy doszedł Adolf Hitler, głównie dlatego bo sprzeciwiał się biedzie, bezrobociu i ówczesnym wrogom rasy.

    Niestety ten scenariusz klasycznie wypracowany w Niemczech, a obecnie przećwiczony w Egipcie może także zdarzyć się u nas, gdyby prawica wygrała wybory i zaczęła zmieniać kraj na serio zgodnie z tym co obiecuje w swoich wizjach – poczynając od nowej Konstytucji, poprzez przenumerowanie Rzeczpospolitej a kończąc na sprawach społecznych i obyczajowych. Ludzie przywykli do wolności mogliby się temu przeciwstawić, przy czym będzie klasycznie – opór będzie narastał krok po kroku, aż dojdzie do określonego poziomu społecznego niezadowolenia i spowoduje wybuch.

    Można tego uniknąć, w ogóle odsuwając skrajności polityczne – demokratycznie od władzy. Nie potrzebujemy rewolucji robionej przez tych, którzy w istocie są konserwatystami i po prostu zmarnują społeczną energię najzwyczajniej oszukując ludzi. Ponieważ nie ma dzisiaj w kraju żadnych sił politycznych deklarujących rzeczywistą rewolucję społeczną, należy pozostać przy paradygmacie ewolucyjnym, który chociaż jest ułomny i nie tak efektywny jak zmiana totalna gwarantowana przez rewolucję – to przynajmniej oszczędza nam strat. To znaczy wygrana jest mniejsza, ale systemowo eliminujemy straty. To przyświecało Okrągłemu Stołowi i tego trzeba się trzymać tak długo trzymać, jak długo nie dojrzejemy do zmian zasadniczych.

    W świetle przedstawionego paradygmatu trzeba będzie wybrać optymalne zło, to znaczy nie mniejsze zło z duetu dżuma – cholera, ale zło zoptymalizowane do naszych warunków politycznych, czyli partię lewicową, od której wcześniej jako wyborcy mamy pełne prawo domagać się zjednoczenia. Polska jest warta poświęcenia, nie można pozwolić na pogrążenie kraju w prawicowo-religijnej nocy reakcji. Egipcjan ratuje wojsko a nas kto obroni przed tymi co mają w płucach hel? Kto da Polakom szansę, jeżeli okaże się że znowu się pomylili w wyborach i tym razem nie stwierdzi tego lider prawicowej-prawicy, wybudzony z lekomańskiego transu bycia na proszkach?