• 16 marca 2023
    • Wojskowość

    Polski problem z defiladami wojskowymi – wyznaczmy cele na 10 lat do przodu!

    • By krakauer
    • |
    • 01 stycznia 1970
    • |
    • 2 minuty czytania

    Po tegorocznym, wczorajszym Święcie Wojska Polskiego, którego zwieńczeniem była centralna defilada wojskowa odbierana przez najwyższe władze państwowe widać, że mamy poważny problem z uzbrojeniem, tak niesłychanie systemowy, że po prostu nie ma czego na tych defiladach pokazać.

    W zasadzie z łatwością można obronić tezę, że między sprzętem Wojska Polskiego a sprzętem historycznych grup rekonstrukcyjnych, które zaprasza się do udziału w różnego rodzaju defiladach, w tym także w tej wczorajszej – nie ma żadnej istotnej pokoleniowej różnicy.

    Na większości posiadanego obecnie przez nasze wojsko sprzętu służyli ojcowie lub zdarza się, że także i dziadkowie dzisiejszych żołnierzy, a nawet jeżeli nie to generacyjnie ten sprzęt jest właśnie z tego okresu projektowania. Znawcy tematu cieszą się, że w defiladzie w Warszawie nie ma technicznej możliwości wziąć Marynarka Wojenna, ponieważ to dopiero były pokaz bezsilności lub żywych muzealiów. Jednakże co jak co, ale nic nie napełnia smutkiem bardziej jak widok nieśmiertelnych TS-11 Iskra nad ulicami Warszawy, to wspaniały samolot, doskonały produkt naszego przemysłu lotniczego, którego ostatnie egzemplarze schodziły jeszcze w latach 80-tych, jednakże jaki sens ma dzisiaj szkolenie na nich pilotów? Czego oni mogą się na nich nauczyć? Przepaść między Iskrą a F-16 jest mniej więcej taka jak między kuszą bojową a karabinem. Z obu rzeczy da się zabić, równie skutecznie (oba samoloty latają), ale filozofia użycia i funkcjonowania jest odmienna.

    To jest nie tylko przerażające i smutne, ale przede wszystkim musi skłaniać nas wszystkich do refleksji. Z nasza armią musi dziać się coś nadzwyczajnego, podobnie jak z koleją, służbą zdrowia i innymi sferami działania państwa – te wszystkie instytucje nie inwestują w swoją konieczną do sprawnego działania i zachowania potencjału infrastrukturę, tylko stopniowo kanibalizują posiadane zasoby – ograniczając posiadany potencjał, a ciągle kosztuję – ponieważ pieniądze dawane przez państwo są przez te podsystemy, w tym także armię po prostu przejadane.

    Już wiadomo, że w ramach oszczędności Ministerstwo Obrony Narodowej musi ściąć budżet o 3 mld złotych! Problem polega na tym, że to właśnie były środki przeznaczone na zakupy nowego sprzętu, ponieważ reszta budżetu MON-u to prawie w całości nakłady na emerytury i pensje (oraz inne świadczenia) dla żołnierzy i byłych żołnierzy. Jak ktoś mógł wymyśleć taki system, który konsekwentnie przez lata się kanibalizuje? Przejada! W istocie żyjąc sam dla siebie! To przerażające – szpitale są dla utrzymania personelu, traktując pacjentów jako zbędne koszty, kolej nie nadaje się już do niczego – pasażerów jedzą pluskwy, a armia wypada gorzej na paradzie od grup rekonstrukcyjnych, albo nie wypada wcale bo nie da się odróżnić kto jest żołnierzem a kto z grupy rekonstrukcyjnej, gdyż wszyscy używają historycznego sprzętu! Być może nieco tutaj przesady, ale w pełni uzasadnionej troską o stan naszej armii. Nie można dalej wszystkiego przejadać, ponieważ w końcu nie pozostanie już niczego.

    Może lepiej zrezygnujmy z defilad wojskowych? Przecież pokazywanie starego sprzętu co roku nie ma sensu. Zresztą ten nowy też nie zachwyca, ponieważ wiadomo jaka jest przeżywalność w nieopancerzonym Hammerze, doskonale to wiedzą nasi żołnierze z Iraku. Jeżeli za kolejne 10 lat też mamy widzieć to samo na defiladzie, to lepiej przestać je urządzać – będzie taniej, bo jednak taka paradna zabawa sporo musi kosztować, tj. paliwa i ogólnej organizacji, nie mówiąc już o godzinach pracy – zawodowych profesjonalistów w mundurach.

    Jest jeszcze jedna możliwość, sprytni generałowie – celowo wystawiają na centralną defiladę w państwie – największy złom jaki jest, tylko po to żeby przypominać politykom, że potrzebują nowych zabawek, ponieważ nie mają na czym służyć i cała zabawa w państwo bez ich gwarancji bezpieczeństwa traci sens. Trzeba przyznać, że byłby to jakiś sposób na przedstawienie sytuacji w pełni jej dramatyzmu, z czego się tylko można by cieszyć, gratulując autorom pomysłu.

    Reasumując – zrezygnujmy z defilad, oprawa wojskowa uroczystości państwowych może być o wiele skromniejsza, nie jesteśmy państwem prężącym muskuły i miejmy nadzieję, nie będziemy. Wojsko kosztuje bardzo dużo i niestety z tych wydatków nie ma żadnych korzyści w czasie pokoju, jednakże nie możemy zapominać o tym że one przyczyniają się do jego zachowania. Jeżeli naczelną strategią naszego kraju jest przetrwanie jako organizacja państwowa w tym rejonie – to musimy na defiladzie w centrum Warszawy za 10 lat pokazać uzbrojenie inteligentne własnej produkcji – jak zautomatyzowane, autonomiczne środki bojowe (czołgi, helikoptery, roboty bojowe kroczące i inne) oraz własne pociski balistyczne o zasięgu do 3000 km i kupione najnowsze zachodnie manewrujące z własnym wkładem technologicznym a oba te systemy uzbrojenia powinny mieć głowice bojowe z ładunkami atomowymi i biologicznymi. Wówczas defilowanie z takim sprzętem miałoby sens, ponieważ byłoby dla naszych potencjalnych nieprzyjaciół wyraźnym sygnałem o naszej potędze, a nie kolejnym potwierdzeniem słabości i niemożności jak to ma miejsce obecnie co roku.

    Wystarczy zmienić sposób myślenia – to naprawdę nie boli, to naprawdę nie kosztuje, ale owszem wzrusza etaty. To jest smutne, ale może do kogoś dotrze – ta armia nie daje nam żadnej gwarancji zachowania posiadanego terytorium w przypadku ataku z jakiegokolwiek kierunku potencjalnych zagrożeń. Na NATO możemy oczywiście liczyć…