• 16 marca 2023
    • Polityka

    Waldemar Skrzypczak, lobbing i służby specjalne

    • By krakauer
    • |
    • 01 stycznia 1970
    • |
    • 2 minuty czytania

    Jednak nasza rzeczywistość potrafi zaskoczyć. Poniżej co prawda będziemy poruszać się w ABSOLUTNEJ SFERZE DOMNIEMAŃ I PRZYPUSZCZEŃ, ale wszystko na to wskazuje, że prawdopodobnie nawet wszechmocne służby specjalne nie są w stanie działać w sposób nie wywołujący niepotrzebnych napięć i pieniactwa – po prostu pokazując w zaciszu gabinetu dowody oskarżanemu i jego przełożonemu. Czy służby specjalne muszą iść najpierw do prokuratury z oskarżeniem o lobbing? Czyli przepraszam o co? Że doświadczony specjalista pokazuje co jest lepsze i czego należy się domagać ewentualnie czego należy unikać? No chyba, że chodzi tutaj o ośmieszenie całej instytucji i walczą ze sobą prawa i lewa ręka tego samego organizmu? Nie da się zrozumieć domniemanej ścieżki działania służb specjalnych w stosunku do pana Skrzypczaka – piastującego jedną z kluczowych funkcji w aparacie władzy – już jako cywil przy MON. Dodajmy jako wiceminister odpowiedzialny za zakupy uzbrojenia.

    Nagle gazeta znana z pisania o trotylu na wraku tupolewa pisze o doniesieniu przez jedną ze służb specjalnych do polskiej prokuratury na generała Skrzypczaka, gdy tymczasem MON robi piękne oczy – nie wiedząc nic o tym, żeby było zgłoszone tego typu doniesienie na temat któregokolwiek z jego pracowników już o tym konkretnym nie mówiąc. Co więcej z wypowiedzi samego rzekomo oskarżonego wynika, że był de facto straszony przez lobbystów sprzedających polskiej armii uzbrojenie i się sprawie nie dziwi bo to zemsta.

    Sprawa jest zatem najdelikatniej mówiąc śliska, polityczna i ze służbami specjalnymi w tle, które się nie patyczkują w metodach. Nawet brak przedłużenia certyfikatu potwierdzającego bezpieczeństwo formalnie wyklucza pana generała z dostępu do stanowiska pracy, albowiem praktycznie wszystko to co robi on, czy też pan minister – jego przełożony Tomasz Siemoniak z zasady jest co najmniej tajne – jeżeli dotyczy kwestii strategicznych.

    Sytuacja jest paranoidalna z tego powodu, ponieważ informacja prasowa Rzeczpospolitej z 25 lipca br., może być zwykłą kaczką dziennikarską, gdzie ktoś po prostu zrobił sobie z dziennikarzy jaja. Ewentualnie celowo się nimi posłużył w celu stworzenia atmosfery smrodku i paraliżującego strachu. To nie może bowiem tak funkcjonować, żeby wszystko było tajne, nawet fakt że wiceminister – jednego z najważniejszych ministerstw, pośrednio decydujący o wydatkowaniu setek miliardów złotych – był w sposób tajny lub domniemany oskarżony a przez to żeby był z całkowitą pewnością zastraszany!

    Co to za kraj, w którym bezkarnie można puszczać kaczki dziennikarskie – szantażujące i zastraszające wiceministrów zajmujących się obronnością? Czy to są jakieś jaja z ludzi w biały dzień? Może ktoś po prostu wymaga długi i pieszych patroli w górach Afganistanu – w celu doskonalenia wraz z kolegami procedur stosowanych w kraju? Nic przecież tak nie uszlachetnia jak służba na linii frontu i po prostu niektórym by to dobrze zrobiło. Z pewnością świeże, górskie powietrze w nieskalanym cywilizacją terenie dobrze zrobi na procesy percepcyjne wielu speców od pociągania za sznurki, których splątania nie widzą, nie rozumieją lub nie są w stanie przewidzieć.

    W ogóle jak to jest możliwe, że o sprawie jako pierwszy nie wie premier a potem właściwy minister? Czy oni też są oskarżeni? No bo to jedyne wytłumaczenie? Czy też to naprawdę brudna gierka? To już z zewnątrz wygląda brudniej niż drawska czarna polewka!

    Generalnie są dwie możliwości – rzeczywiście służba specjalna mogła złożyć w prokuraturze doniesienie nie mówiąc o tym wcześniej – przynajmniej w raportach niejawnych zgodnie z procedurami z odpowiednim wyprzedzeniem swojemu politycznemu kierownictwu lub mówiąc i służba jest niewinna niczemu, ktoś właśnie próbuje wyciszyć sprawę po przecieku – kosztem jej wiarygodności. Alternatywnie wszystko jest wymyślone i ma na celu skompromitowanie pana generała w mediach i wykazanie jego nieprzydatności do zajmowania się zagadnieniami za które odpowiada. Tutaj jednak ponownie służba może być bez winy, gdyż ktoś po prostu mógł się nią posłużyć przedstawiając odpowiednio spreparowane materiały. Oczywiście możliwe są też inne scenariusze ze scenariuszem spisku a`la hel rozpylony w powietrzu. To jest Polska tutaj rzeczywistość jest ciekawsza od fikcji.

    W każdym bądź razie bez względu na to jaki jest stan faktyczny sprawy ktoś za to powinien przysłowiowo „beknąć”, ponieważ nie można sobie wyobrazić rzeczywistości w której nie tylko prawica nie wie co roli lewica, ale sygnały decyzyjne w organizmie nie pochodzą z mózgu tylko mówiąc obrazowo – sierść na ogonie próbuje machać psem.