- Wojskowość
Musimy mieć zdolność do przeprowadzenia wojny zaczepnej
- By krakauer
- |
- 01 stycznia 1970
- |
- 2 minuty czytania
Nasz potencjał militarny musi umożliwiać nam nie tylko obronę, ale przede wszystkim możliwość przeprowadzenia wojny zaczepnej – wyprzedzającego ataku, z którym będzie musiał przez cały czas liczyć się potencjalny przeciwnik. Obrona własnego terytorium nie może opierać się na doktrynie wycofywania się, opóźniania i oczekiwania na pomoc sojuszników. To nie sprawdziło się w 1939-tym roku i bylibyśmy największymi głupcami w znanym rasie ludzkiej wszechświecie, jeżeli ponownie zawierzylibyśmy tylko i wyłącznie w siłę sojuszy.
Nie chodzi tu o zwykły potencjał odstraszania w arsenale jakim powinno być inteligentne uzbrojenie samonaprowadzające się (pociski typu Cruise) i inne. Chodzi o taką organizację i przygotowanie armii w każdym z jej komponentów – lądowym, powietrznym i morskim, a także kosmicznym i informatycznym żeby mieć zdolność do samodzielnego przeprowadzenia operacji ofensywnej – regularnej inwazji na terytorium państwa sąsiedniego. Wymaga to jak wskazano odpowiedniego przygotowania struktury armii, rezerw, zaopatrzenia arsenałów oraz dobrze skrojonej na całość logistyki.
Można postawić tezę, że armia konstruowana do zdolności ofensywnych wymaga dwa razy większych nakładów niż armia przeznaczona do obrony własnego terytorium. Logistyka kosztuje, środki napadu powietrznego (jak np. dwusilnikowy samolot) kosztują i zgodnie z zasadami prowadzenia wojny, trzeba mieć jeszcze przewagę ilościową nad przeciwnikiem na wybranych odcinkach natarcia. Żeby to miało sens, musi kosztować i to dużo, ponieważ nic samo z siebie się nie pojawi i nie zapłaci.
Te koszty jednak warto ponieść, ponieważ takie myślenie o obronie narodowej to zupełnie inna liga, zmuszająca potencjalnego nieprzyjaciela do przyjęcia adekwatnej formuły obrony, umożliwiającej już nie tylko szybki napad, ale przede wszystkim umiejętne powstrzymywanie jednostek państwa uważanego dotychczas za słabe i niedozbrojone. Zwykły samolot dwusilnikowy o dużym zasięgu może spowodować, że już sytuacja operacyjna w pierwszych dniach wojny będzie wyglądać inaczej. Podobnie ważne są okręty podwodne, zwłaszcza te z możliwością przenoszenia pocisków samosterujących – to idealny środek napadu ofensywnego dla takiego państwa jak nasze. Prawdopodobnie jest to jedyna broń umożliwiająca bezpieczne zaatakowanie przeciwnika z innego kierunku niż bezpośrednia granica. Przeciwnik licząc się z takim zagrożeniem musi zupełnie inaczej rozłożyć obronę, a ona przecież kosztuje. To oznacza dla niego wyższe koszty i inne rozłożenie akcentów militarnych niż jeżeli ma do czynienia z państwem posiadającym nawet dobrej klasy myśliwiec, ale o ograniczonym zasięgu i udźwigu. Liczy się przede wszystkim rozszerzona gama uzbrojenia jaką można wykorzystywać w różnych konfiguracjach, a współczesne myśliwce zachodnie naprawdę nie jest łatwo zestrzelić, nawet jeżeli dysponuje się doskonałą obroną, to jest to zawsze obrona, a to że jej jednostki zawsze są pierwsze na liście celów lotnictwa – nie trzeba nikomu tłumaczyć.
Nasze wojsko jest w pełni zawodowe, co więcej ma za sobą (i jest w trakcie) brutalnych doświadczeń wojennych, które zweryfikowały przynajmniej nastawienie żołnierzy do swojej profesji. Dzisiaj nie ma w naszej armii prawdopodobnie nikogo, kto nie rozumiałby, że to całe przedsięwzięcie jest jak najbardziej na serio. To już bardzo dużo, zwłaszcza że nagromadzony kapitał wiedzy wymusza pewne zmiany ograniczające biurokrację na rzecz prawdziwego wojska, dzisiaj dopiero jesteśmy w przededniu zmian. Jeżeli do posiadanego potencjału, oczywiście odpowiednio zreformowanego dodalibyśmy jeszcze rozsądnie skonstruowane rezerwy, a przy posiadanym potencjale ludnościowym możemy myśleć o 3-4 mln rezerwistów i rezerwistek, to rzeczywiście byłoby i czym się bronić i czym atakować. Dzięki potędze zachodniej technologii militarnej – moglibyśmy zniwelować ewentualną przewagę nieprzyjaciela pod względem siły żywej i środków walki. To oczywiście wymaga pieniędzy.
Jeżeli do całości dodalibyśmy jeszcze własny potencjał broni jądrowej, to wówczas bylibyśmy nie tylko liczącym się państwem w regionie, ale państwem z którym nawet najpotężniejsze państwa w otoczeniu musiałyby się liczyć.
Takiego myślenia wymaga od nas status państwa buforowego, które w razie konfliktu stanie się – czy to mu się podoba, czy nie Teatrem Działań Wojennych obcych wojsk. Jeżeli sojusznicy nie przyjdą z pomocą lub nie zdążą przyjść, ewentualnie zgodnie z historycznym prawem precedensu – zatrzymają się po osiągnięciu rubieży interesujących ich terytoriów naszego obecnego państwa – to nic nie zrobimy. Czeka nas znowu okupacja ewentualnie anihilacja. Dlatego musimy przełamać przekleństwo bycia pomiędzy potencjalnymi zagrożeniami – tak wzmacniając swój potencjał, żeby atak na nas oznaczał dla każdego śmiałka jakieś straty. Wówczas zupełnie inaczej podejmuje się decyzje, inaczej działa się pod presją strat. Tylko zdolność do przeprowadzenia wojny zaczepnej i takiego uderzenia przeciwnika, żeby na stałe był okaleczony może być trwałym gwarantem naszej niepodległości i przetrwania jako bytu narodowego w tej części świata. 300 lat ostatniej historii jest wystarczającym powodem uzasadniającym powyższe myślenie.