- Społeczeństwo
Pewnego dnia stajesz się… idiotą
- By Izabella Gądek
- |
- 27 lipca 2013
- |
- 2 minuty czytania
Ciężko wyobrazić sobie coś gorszego, od świadomości, że ktoś Ci najbliższy i jedyny, łgał bez opamiętania każdego dnia. Myśl, że byłeś nic nie warty, dręczy przed zaśnięciem i jak zjawa wkrada się do głowy, kiedy jesteś już sam. Nie da się tego zagłuszyć codziennymi czynnościami. Jak podły i powszechny to proceder, za zamkniętymi drzwiami – strach pomyśleć. Serce chce stanąć, kiedy dociera do Ciebie siła zakłamania, które było jedynym światem i sensem. Często brak wiedzy i mijanie się z rzeczywistością, wpływało na decyzje, jakich nigdy byś nie podejmował – znając prawdę. Zabrano Ci możliwość wyboru, otumaniając iluzją, która była przydatna i wygodna. Spotykałeś wiele osób, fascynowało sporo spraw, ale te najskrytsze i osobiste powierzyłeś tym nielicznym, którym zaufałeś i którym wierzyłeś w zapewnienia i deklaracje.
Czy można czuć się większym idiotą, jeśli pewnego dnia dowiadujesz się wreszcie prawdy, bo tej drugiej stronie brak już czasu na kitowanie i udawanie? Nagle ktoś odziera Cię z własnej godności i wartości, jakim podporządkowałeś się – jako partner i przyjaciel. Przecież wiele razy pytałeś, czy coś jest nie tak? Czy coś się stało?? Dom był twoim sakrum. Wszelkie decyzje związane były z obecnością osoby, z jaką zdecydowałeś się dzielić siebie. Umówiliście się na wierność, oddanie i wsparcie. Starałeś się wywiązać z tego ze wszystkich sił, aby w lustrze nie było odbicia, jakiego byś się brzydził. Nie chciałeś się wstydzić, za to, co robisz, nie tylko przed sobą. Pewnego dnia okazuje się, że jesteś tępym idiotą, który nie połapał się w manipulacjach i grze.
Gra od lat toczyła się do jednej bramki, a zasady, że nie zmienia się zwycięskiego składu, nie dotyczyły już twojej osoby. Grałeś na boisku, gdzie przestałeś być nawet pionkiem, bo nikt nie liczył się z Tobą, kłamiąc każdego dnia. Oczy, które kochałeś, patrzyły prosto w Twoje, a z ust bez cienia emocji, padały zapewnienia, że wymyślasz i nie ma powodu do obaw. Uspokajało Cię to na chwilę, chociaż czasem zaprzątało znowu przeświadczenie, bo czułeś zupełnie coś innego. Intuicja podpowiadała Ci, że czegoś brakuje, ale znowu jak wracałeś do obaw, padały słowa, że czepiasz się niemiłosiernie. Trwałeś wiec dalej na swoim posterunku, opiekując się dziećmi i rodziną ze wszystkich sił. Poświęcałeś temu całą atencję i duszę. Tymczasem za Twoimi plecami, ale bardzo blisko, budowano konsekwentnie pomnik kłamstwa. Coraz większy… Coraz potężniejszy…
Co może bardziej obedrzeć człowieka z wiary, jak nie kłamstwo ciągnące się bezlitośnie, przez część Twojego życia, na jaką nie miałeś wpływu. Dla Ciebie, przecież nie było innego świata. Nikt nie dał Ci zmienić boiska, czy wyboru kapitana. Nie pozwolono Ci za szybko poznać prawdy, bo na drugim polu szyki rosły w siłę i przygotowały się do ucieczki, w jak najdogodniejszym momencie. Nie za szybko… Jeszcze trzeba było zbudować wygodne zaplecze.
Pewnego dnia Twoje obawy stają się oczywiste. Zostajesz poinformowany o swojej naiwności i do ostatnich dni czujesz się jak frajer, który bezsilnie walczył o coś, czego nie było. Idiotą stajesz się na wielu płaszczyznach. Na tej rodzinnej, gdzie czasem nie doczekałeś się dzieci, bo… a czasem było ich o wiele więcej niż znałeś. Na tej emocjonalnej – bardzo bolesnej – bo powierzyłeś każdą część siebie, w to, co was łączyło, a okazuje się, że było was więcej, albo wcale nie potrzeba było nikogo. Na tej finansowej, gdzie dla Ciebie rodzina była wspólnym dobrem, a niekoniecznie wspólne oznaczało jedyne. Można być potrójnym, poczwórnym idiotą – to już jest kwesta wyobraźni i wyboru drugiej strony.
Pewnego dnia zostajesz z albumami zdjęć, których już nie chcesz oglądać. W głowie masz sytuacje, jakich nie chcesz pamiętać. Dociera do Ciebie teraz wreszcie, dlaczego pewne sytuacje Cię raniły i upokarzały. Dobrze się stanie jak nie zostanie Ci odebrana niezależność, chociaż dom, w którym tkwisz przestaje być miejscem, gdzie czujesz się dobrze. Gdziekolwiek nie jesteś masz wrażenie, że wszyscy mają Cię za idiotę. Dręczy Cię myśl, że wiedzieli. Znali prawdę, a Ty jak kretyn wierzyłeś w ideały i zapewnienia. Potwornie cię boli, że ktoś Ci bliski zadrwił z uczuć, szacunku i godności. Zdeptał ideały i marzenia. Przecież wierzyłeś we wspólne marzenia. Długo nie możesz pogodzić z niemocą i bezsilnością. Długo nie dociera do Ciebie, że to były tylko słowa… Jasne, że nie zostałeś zdradzony…Tylko czemu ich związek toczył się równolegle?! Oczywiście, że się kochaliście, tylko znaczenie tego słowa było rozumiane inaczej! Przecież dbaliście wspólnie o dom i dzieci, a to, że nie zapewniłeś sobie koła ratunkowego na wypadek… no właśnie…
… na wypadek stania się idiotą… na zawsze…