- Społeczeństwo
Mecz życia
- By Izabella Gądek
- |
- 14 lipca 2013
- |
- 2 minuty czytania
Siedzimy od kilku godzin na pogotowiu. Oddział ratunkowy wielkiego szpitala w centrum stolicy dolnego śląska. Miasta przygotowanego na mistrzostwa do naszej porażki. Punkt zbiorczy pacjentów nagłych przypadków. Sobota wieczór, temperatura powietrza spadła do 17 stopni C. Odczuwalna zatrzymała się na poziomie 29. W szatni pełnej zawodników przygotowanych do gry, atmosfera napięta do granic.
Mimo upływu czasu w klasyfikacji oczekujących, niewiele się zmienia. Poza miejscami kolejkowymi, przyjmowani są pasażerowie karetek pogotowia, które co jakiś czas pojawiają się na podjeździe, obserwowanym przez uważnych kibiców. Każdy z obecnych zawodników poczekalni chce pozostać w grze. W końcu jednak nawet ci najbardziej opanowani tracą cierpliwość. Co jakiś czas zza drzwi głównego miejsca konsultacji z Selekcjonerem obiektu, pojawia się rozkojarzona Pani żyjąca na 3 – krotnie zwolnionych obrotach, z tymi samymi pytaniami, na które sama sobie odpowiada beznamiętnym – „trzeba czekać”.
Mus to mus. Czekamy zatem. Jedni godzinami na wypis. To szczęśliwcy, którzy po prawie dobie mogą się stąd żywi wydostać. Jeszcze tylko godzina, może dwie i Sędzia Życia i Śmierci, wystuka miedzy kolejnymi rozgrywkami i kontuzjami kilka zdań prawdy i po kolejnej próbie, uruchomi drukarkę. To szczęśliwcy. Na nich patrzymy jak na zwycięzców. Rozegrali swoją grę i doprowadzili mecz do ostatniego gwizdka. Wypis w dłoni jest cenniejszy, niż trofea medalowe. Tłum wiwatuje.
Jest też inny sektor graczy. Po boisku poruszają się zawodnicy, którzy są w trakcie eliminacji. Część z nich oznaczeni są wenflonami i innymi akcesoriami, jakie przyporządkowują Ich do tej grupy. To faza diagnozy i konsultacji. Doczekali się swojego czasu i rozgrywają teraz precyzyjnie cel swojego stawiennictwa.
Większość jednak pogrążona w oczekiwaniu i niepewności o swoja przyszłość, oczekuje Decydującego spotkania i wskazówek na osobności. Czas odmierza kolejne mecze, jednak zawodników oczekujących nie ubywa. Po korytarzu poruszają się Trenerzy i Trenerki zaopatrując najbardziej niecierpliwych w baseny, czy wózki, bez których nie są w stanie znieść trudów zawodów. Niezależnie od stanu i wieku w sali, która jest miejscem spotkań z Selekcjonerem, panuje atmosfera puszczanego w zwolnionym tempie „Lotu nad kukułczym gniazdem”.
Zawodnicy, co jakiś czas wymieniają między sobą informacją o wynikach zawodów. Dzielą się z innymi zdobytym już doświadczeniem i zagrzewają do dalszego uczestnictwa. Ci po eliminacjach podpowiadają strategię i wymieniają kontuzje, z jakimi się borykają, czy wyliczają rzuty karne na rentgenie, czy rezonansie.
Czasami w poczekalni pojawia się grupa zakrwawionych kiboli, jednak wytrawni gracze, ustawiają ich na odpowiednich pozycjach. Co jakiś czas ktoś siarczyście przeklnie. Ktoś narzeka na los, czy lamentuje na pecha, jaki go umiejscowił w tej farsie. Ogólnie jednak godzinami panuje skupienie i cisza. Zrezygnowanie i zwątpienie, czy nie poddać meczu…
Ciszę, w jakiej trwamy po tych wydarzeniach, przerywa miarowe dudnienie kroków. Korytarz pokonuje wyprostowany przystojniak w białym, lekarskim kitlu. Szybkim sprężystym krokiem dociera do sali z tabliczką Walkower /Eutanazja/. Z wprawą otwiera drzwi i błyskawicznie znika w środku pomieszczenia. Po chwili zapala się nad futryną lampka – „wchodzić”. Wszyscy zawodnicy pozostają na swoich miejscach. Każdy chce grać dalej i nabiera sił do dalszych rozgrywek…
…KAŻDY CHCE WYGRAĆ…