• 16 marca 2023
    • Społeczeństwo

    Państwo wielopokoleniowej wegetacji

    • By krakauer
    • |
    • 01 stycznia 1970
    • |
    • 2 minuty czytania

    Realia społeczne się zmieniają. Dotychczas wymiana pokoleniowa powodowała, że pokolenia zstępujące w najgorszym wypadku musiały tolerować do swojej śmierci w swoich mieszkaniach wybudowanych w czasach realnego socjalizmu kolejne pokolenia wstępujące jak i często własne wnuki. Wszystko się jakoś kręciło, nawet jeżeli w niewielkich M2 i M3 mieszkały w każdym pokoju – osobne pokolenia i duże psy. Polacy nie narzekali, ciesząc się z faktu, że rodzice zrobią opłaty to młodym będzie łatwiej, np. będą mogli odłożyć, poza tym miał zawsze kto przypilnować dzieci, miał kto zrobić jedzenie, pójść na zakupy, posprzątać. Wymiana pokoleniowa i współistnienie pokoleń było napędzane wielowiekowymi tradycjami, które zostały skanalizowane przez wojenną nędze i powojenną biedę. W wyniku przesunięcia granic państwa, wysiedlenia i przepędzenia ludności z metropolii na wschodzie kraju oraz zniszczenia Warszawy – w Polsce do dzisiaj brakuje mieszkań (około 1 miliona), nie udało się nam tej dziury odrobić, ponieważ stale byliśmy na to zbyt biedni, no ale jakoś musieliśmy się nauczyć żyć w kupie – co w sumie się udawało.

    Udawało się przynajmniej do tego czasu, jak fikcyjna polityka socjalna państwa nie zauważająca problemu wielopokoleniowości rodzin nie zetknęła się z polityką prorodzinną mającą na celu promocję macierzyństwa i wsparcie dla młodych małżeństw. Otóż o ile z naszej Konstytucji wynika, że wszyscy są równi to właśnie rodziny z dziećmi są równiejsze. Mają prawo do różnych subwencji – dni wolnych w pracy, a nawet takich drobnostek jak tzw. grusze w miejscach pracy – liczonych wedle kryterium socjalnego tj. głów tworzących rodzinę. No i o ile niepracująca matka, pracujący ojciec i uczące się dziecko oznacza rodzinę trzy osobową, to niepracująca matka, pracujący syn, oznacza rodzinę jednoosobową, która W ISTOCIE JEST PRZEZ TO PAŃSTWO DYSKRYMINOWANA JAKO FIKCJA. Ponieważ ludziom „zstępnym” utrzymujących swoich rodziców nie przysługują w tym kraju ŻADNE – ABSOLUTNIE KOMPLETNIE ŻADNE PRAWA, POZA PRAWEM DO WYDAWANIA PIENIĘDZY rekompensujących niskie nakłady socjalne państwa, nie mówiąc już o okolicznościach w których starsza osoba wymaga zaawansowanej opieki lekarskiej ze względu na „jakąś” przewlekłą chorobę. W realu może to oznaczać skarbonkę bez dna – nieskończenie drenującą kieszenie osób „wstępujących”, w tym uniemożliwiać im usamodzielnienie się poprzez np. założenie własnych rodzin. Niestety bowiem brutalność codziennych realiów powoduje, że pieniądze na utrzymanie mieszkania kosztują, jak również kosztują leki, żywność, no nic nie ma za darmo, a nawet coś takiego jak wspólne rozliczanie się z niepełnosprawnym lub będącym na częściowym utrzymaniu rodzicem – nie jest możliwe.

    Oczywiście do promowania rodzin należy odnieść się z jak najdalej idącym zrozumieniem, jednakże niezauważanie dramatycznego losu milionów ludzi, którzy wydają swoje dochody – na dożycie pokoleń zstępujących i nie mają innej alternatywy. Nawet nie tylko z powodów „moralnych”, ale po prostu prawnych – bo i tak dzieci są zobowiązane „łożyć” na rodziców. Jednakże to państwa w sensie wykonawczym nie interesuje, nie chodzi tu o sprawy skomplikowane, ale np. jak utrzymać mieszkanie, którego suma opłat wynosi około 1300 zł a osoba zstępująca ma 700 zł z groszami renty? Skąd wziąć to brakujące 600 zł plus jeszcze z tysiąc na leki i jedzenie? Tak jako minimum?

    A co w przypadku jeżeli osoba zstępująca leczy się a właściwie powinna być leczona na poważną chorobę genetyczną – a państwo jej nie leczy i nie podaje powodu, co wtedy? Czy wstępujący – już pozbawiony szans na normalny rozwój osobisty ma zapożyczyć się na potrzebne leki? Skąd ma wziąć? Jeżeli mieszka na wsi – to w sumie nie jest źle, ponieważ ma świadczenia za prawie darmo, bo jak mieszka w mieście to wiadomo że płaci składki, z których nie są realizowane świadczenia. Pytanie – do kogo ma się zwrócić? Do narodowego funduszu zabijania? Może do premiera? Skąd wziąć brakujące 3000 zł na lek, który może komuś ułatwić życie, powodując zdolność do samodzielnej egzystencji a nie zdanie na osoby najbliższe w zakresie wyżywienia, opierunku, poruszania się, wypróżniania? Czy to kogoś interesuje?

    Wcześniej się to rozkładało na rodzinę wielopokoleniową, a ściślej na „synową” lub męża córki. Jeżeli jednak w świetle przemian społecznych osoba zobowiązana do łożenia na zstępnych nie ma szans na „rynku matrymonialnym” (nie biorąc pod uwagę patologii i marginesu społecznego), to co? Zdychanie w samotności? Ukraińska pomoc domowa? Za co i z czego?

    Pomoc społeczna nie uznaje rodziny składającej się ze starych i biednych rodziców i względnie młodego pracującego – nawet nieźle zarabiającego syna. Dla państwa taki układ nie istnieje, a młody wiadomo ma łożyć, no bo jak mieszka – jak miałby się nie dokładać? To że brakuje na progresję czy też suma obowiązków czyni ją niemożliwą to już osobna kwestia, która tego państwa w znaczeniu systemowym nie interesuje.

    Dzieci mieszkające z wyboru i/lub z konieczności z ubogimi i często schorowanymi rodzicami powinny mieć takie same prawo do np. korzyści podatkowych i rozliczeń społecznych jak inni. Swoim poświęceniem zdejmują z państwa obowiązek zajmowania się chorymi i ubogimi ludźmi, no bo jak wiadomo na miejsca w hospicjach także się czeka. Poza tym ulga finansowa dla tych samotnych bohaterów – może oznaczać, że będą mieli szanse założyć kolejną rodzinę. Jeżeli będą dalej traktowani na zasadach w pełni komercyjnych – nie mają najmniejszych szans. W konsekwencji wszyscy tracą i wszyscy cierpią i nie ma równości o jakiej mówi Konstytucja. Państwo płacące 700 zł renty i 900 zł emerytury – po prostu nie daje szans na przeżycie i rozwój, to państwo wielopokoleniowej wegetacji. Wspólne pożycie ze zstępującymi to fikcja gospodarstwa domowego państwo tego nie wspiera. Ludzie są wykluczeni z życia społecznego – nie mają szans, ponieważ dobija ich dramatyczna codzienna rzeczywistość.