- Historia
Wojciech Jaruzelski – zdrajca czy bohater a może ikona?
- By krakauer
- |
- 01 stycznia 1970
- |
- 2 minuty czytania
Czy Wojciech Jaruzelski, generał, prezydent, dyktator, zwiadowca, członek PZPR, to zdrajca czy bohater? Na to pytanie można odpowiedzieć w sposób banalny, w sposób który chyba zna tylko język polski. Odpowiedź jest zatem następująca – „eee tam”, w zasadzie kogo to obchodzi? Ewentualnie jakie to ma znaczenie, czy ten człowiek to zdrajca czy bohater? Z dzisiejszej perspektywy Polski, którą bezwzględnie w znacznej mierze utworzył on sam – nie ma to absolutnie żadnego znaczenia dla nikogo poza kręgiem historyków i osób, bezpośrednio z tym człowiekiem związanych.
Zarówno dla przeciętnych Polaków jak również dla dzisiejszego rozumienia Polski przez Polaków ocena historyczna czynów tego człowieka nie ma żadnego, absolutnie – najmniejszego znaczenia. Nie chodzi nawet o relatywizację historii, nie chodzi też o jej przeinaczanie, co więcej cała ocena odbywa się z daleka od samej osoby – nie ocenia się bowiem schorowanego i zaawansowanego wiekiem człowieka, ocenia się ikonę Wojciecha Jaruzelskiego, jego obraz jaki odcisnął on na historii.
W ocenie tej ikony, mamy komunistyczną przeszłość, mamy wojskowo-partyjną karierę w trakcie której odbywały się różne mniej lub bardziej dramatyczne wydarzenia na jakie ten człowiek miał w jakiś stopniu wpływ, mamy Stan Wojenny, mamy Okrągły Stół.
Każdą z tych kwestii można oceniać osobno jak i łącznie, wynik oceny zależy od nastawienia. Jeżeli wyznacznikiem do oceny byłby rachunek krwi liczonej w litrach, to zdecydowanie mamy większych „katów”, których nie tylko nie rozliczyliśmy, ale przede wszystkim nawet nie oskarżyliśmy. Niedawno nawet media doniosły o SS-manie, kacie Powstania Warszawskiego. I co? Czy IPN wysłał swoich siepaczy? Przywieźli go w bagażniku – samolotem jak Izraelczycy Eichmanna? Nie! Temat znika szybciej niż się pojawi, a wiadomo że w Niemczech, Szwajcarii, Austrii, a także na Litwie, Łotwie i Ukrainie jak również Rosji – wielu takich właśnie dożywa swoich dni. Dlaczego więc mielibyśmy karać Jaruzelskiego a np. SS-mana z USA nie? Bo pierwszy jest dostępny? Czy jesteśmy tak słabi, że drugi nie jest dostępny? Proszę sobie odpowiedzieć na to pytanie samemu.
Więc, rachunek krwi jest tu trudnym miernikiem. Zdecydowanie łatwiej jest traktować Jaruzelskiego jako ikonę, albowiem Ikonę można bez najmniejszych konsekwencji umoczyć w czym się komu podoba i jak się podoba. Mamy więc ikonę-zbrodniarza, ikonę-bohatera, w końcu ocalił Naród, gnębiąc go przy tym okrutnie. Więc gnębił czy ocalił? Ikonie jest chyba wszystko jedno.
Co więcej – obóz polityczny, który odwoływał się do dziedzictwa Jaruzelskiego dogorywa, a samo odwoływanie się do tego dziedzictwa nie przysparza kapitału politycznego, a jedynie dostarcza problemów. Nie da się wszystkiego zwalić na ocenę, pragmatyzm itp. Liczy się moralność i fakty, a te są brutalne.
Można też nienawidzić Jaruzelskiego za zapaść gospodarczą z okresu stanu wojennego, jednakże jak sobie przypomnimy kto wówczas strajkował i kto nawoływał do porządku – to trudno jest wydać jednoznaczną ocenę, zwłaszcza, że z ówcześnie tak chwalebnych ideałów – nic nie zostało! Zupełnie się dzisiaj nie liczą! Władza jest władzą, ówczesna była tak samo obcą jak dzisiejsza wydaje się nią być dla części społeczeństwa. W związku z tym nie ma też jak ocenić.
W zasadzie to nawet – kogo on zdradził? Polskę? Jaką zapytajmy? Żołnierzy wyklętych? Marionetkowego rządu w Londynie? Szaleńców mobilizujących kwiat Narodu do 63 dni chwały? Przedwojenne popłuczyny sanacyjne, które po wojnie nie miały żadnego znaczenia? Kogo zdradził Jaruzelski? Polską rację stanu? Czymże była ta racja stanu po Jałcie i w Poczdamie, kiedy to Józef Stalin narysował sobie linię nazywając ją polską granicą wschodnią, włączając do Polski tereny należące do Rzeszy Niemieckiej? Czym była ta racja stanu, jeżeli byśmy się przy niej wówczas uparli? Interesem obszarników, których majątki zamieniono w kołchozy czy inne formy kolektywnej uprawy ziemi na zachodniej Ukrainie i Białorusi? No proszę bardzo ją zdefiniować – w świetle ZDRADY ALIANTÓW ZACHODNICH czym, a raczej w jak głębokim dole była przegrana po raz kolejny w tej wojnie i po niej Rzeczpospolita?
Co miał zrobić Jaruzelski w 1944 roku? Obrócić lufę swojej pepeszy w stronę żołnierzy Frontu Białoruskiego? Namówić do tego kolegów? Wówczas mielibyśmy go za bohatera? Prawdopodobnie nawet nie byłoby odnotowane w historii, że kogoś takiego NKWD zlikwidowało tego samego dnia, a jego ludzi wywiozło wagonem daleko, daleko – tam gdzie globus kuli ziemskiej jest malowany na biało…
Przeciwstawił się Narodowi, który chciał Solidarności? Wprowadził stan wojenny? Nie można tego wydarzenia ocenić jednoznacznie. Nikt nie pamięta już jakiego Imperium Północna Grupa Wojsk miała siedzibę w Legnicy? Naprawdę lepszym wariantem byłaby bratnia pomoc i kolejny beznadziejny opór wówczas – Ludowego Wojska Polskiego? Mieliśmy się bić z całym przeklętym Układem Warszawskim u szczytu jego konwencjonalnej potęgi? Patrząc na problem stanu wojennego z punktu widzenia zwykłego szarego obywatela – ZAWSZE LEPIEJ JEST JEŻELI FACECI NA ULICY KOŁO TRANSPORTERA OPANCERZONEGO Z BRONIĄ AUTOMATYCZNĄ NA RAMIONACH, MÓWIĄ TYM SAMYM JĘZYKIEM CO SZARY OBYWATEL BEZ BRONI AUTOMATYCZNEJ. Kropka. Nic dodać i nic ująć. Po prostu tak jest lepiej, ponieważ prawdopodobieństwo, że będą strzelać np. dla zabawy jest niższe. Po prostu w takiej relacji łatwiej jest przetrwać, zwłaszcza jak się ma świadomość, że z ówczesnym Imperium – wygrać nie mogliśmy, mogliśmy tylko głupio zginąć, ponownie niszcząc swój kraj. Kto pamięta, że np. Zamek Królewski w Warszawie skończyliśmy odnawiać dopiero na początku lat 80-tych? Ile razy mamy go niszczyć w jednym stuleciu? Może niech trochę postoi – najmłodszy zamek królewski na świecie! Naprawdę minimum pragmatyzmu zawsze pomaga, przynajmniej nie zaszkodzi.
Patrząc na Okrągły Stół, bez względu na to jak połowicznym rozwiązaniem on by nie był, to było to rozwiązanie optymalne w tamtym czasie i tamtych realiach. Warto było zapłacić cenę kompromisu, ponieważ to umożliwiło spokojną transformację, owszem obciążoną, ale w granicach jakie mieliśmy – bez jednego wystrzału. Trudno jest gdybać, ale wojna domowa w Polsce w 1990 roku mogła wyglądać podobnie jak w Jugosławii – prowokatorów i pożytecznych głupców nie brakowało, potężni sąsiedzi mogliby chcieć wówczas na tym skorzystać i co byśmy zrobili? Prowadzili wojnę do dzisiaj?
Wniosek – Jaruzelski jako ikona to już historia, ocena faktów ówczesnych z dzisiejszej perspektywy nie ma żadnego znaczenia. To nie ma wpływu na naszą dzisiejszą rzeczywistość. Nie da się zbić kapitału politycznego na byciu apologetą Jaruzelskiego, powoli dożyjemy czasów, kiedy nie będzie się też opłacało pastwienie się nad nim, czy też nad pamięcią po nim. A tak zupełnie na marginesie – dlaczego nie przeklinamy co roku targowiczan? Co z lojalistami, którzy w Powstaniu Listopadowym – byli lojalni wobec Cara? Jak pamiętać to o wszystkich, jak rozliczać to każdego.