• 16 marca 2023
    • Ekonomia

    Awantura o OFE skończy się emeryturą obywatelską

    • By krakauer
    • |
    • 01 stycznia 1970
    • |
    • 2 minuty czytania

    Rząd opublikował swój przegląd, zawarł w nim wnioski, ekonomiści nie pozostawili na nim suchej nitki (niezależni), bo ci co biorą pieniądze od państwa oczywiście chwalą pod niebiosa, ewentualnie wykazują lekką rezerwę do wybranych scenariuszy i tyle. Na tym skończyła się publiczna dyskusja w tej niesłychanie ważnej społecznej i państwowo istotnej sprawie. Finał, gotowe – proszę oto mamy rozwiązania, rząd je obwieścił ustami dwóch ministrów, z których jeden jest absolutnym milionerem i po prostu nie interesuje go problem emerytalny a drugi nie musi pracować, bo jest z dobrej krakowskiej rodziny lekarskiej no i praca w ministerstwie to w zasadzie jego pierwsza poważna praca.

    Problem jest natomiast zasadniczy – rząd nie może zrobić nic z systemem emerytalnym, co naraziłoby go na stratę którejkolwiek z ważnych grup społecznych, która się na pewno sprzeciwi i to głośno i donośnie. Gdyby bowiem dokonać „uboju rytualnego” wszystkich świętych krów naraz – to nasze państwo by po prostu upadło, ponieważ najważniejsi urzędnicy państwowi odmówiliby wykonywania swoich funkcji. Natomiast odbieranie im po kolei spowoduje samobójstwo polityczne rządu i totalny paraliż Warszawy z uwzględnieniem walk ulicznych włącznie. Na to nie można sobie pozwolić z taką opozycją z jaką mamy do czynienia dzisiaj.

    Wniosek jest taki, że rząd jedyne co może to stopniowo odbierać wszystkie przywileje wszystkim, jednakże na to trzeba w naszych realiach co najmniej 30 lat, czyli okresu od urodzenia do usamodzielnienia się jednego pokolenia. Oczywiście taki czasookres przekracza jakikolwiek horyzont polityczny w Polsce. W związku z tym wniosek jest prosty – jesteśmy w klinczu, nikt się nie zgodzi na stratę przywilejów a ich niwelowanie to więcej niż trwa nasza transformacja. Koszt szybkiego cięcia, czyli odebrania wszystkim przywilejów – oznacza samobójstwo polityczne i rozruchy, ponieważ zwykli pracujący do 67 roku życia nie stworzą grupy nacisku i nie będą demonstrować na rzecz odebrania przywilejów grupom uprzywilejowanym! To byłby fenomen.

    Jedynie nadzwyczajna zmiana stosunków może spowodować, że rząd byłby zmuszony do przecięcia tego gnijącego pęcherza, który nie narzekajmy ale mimo wszystko jednak co prawda z wielkim trudem udaje się nam finansować. To jest właśnie ta ciepła woda w kranie o jakiej mówi premier, a raczej jej jeden z głównych aspektów, albowiem regularne wypłacanie zobowiązań finansowych – jak się zsumuje raty od zadłużenia i kwoty emerytur i rent to gigantyczny wysiłek finansowy państwa świadczący o jego dojrzałości i przewidywalności. Trzeba pamiętać, że to jest mimo wszystko wartość sama w sobie, no ale lepiej by się o tym rozważało z perspektywy emerytury w kwocie 3000 zł netto a nie 1200 zł.

    W tym wszystkim brakuje jeszcze jednego głosu rozsądku, mianowicie te zmiany dotkną najbardziej dzisiejszych 30-latków i pokolenia po nich następujące. Wielu z głosujących nad tym posłów to po prostu nie dotyczy, bo nie załapali się na przymusowe OFE, z racji wieku są tzw. „starym portfelem” i czeka ich emerytura na koszt pokoleń wstępujących. Niestety tych 30-latków będzie mniej, a następne pokolenia będą jeszcze szczuplejsze, w efekcie emerytury tych na których spoczywa podwójne finansowanie systemu – będą sporo mniejsze.

    Słynna stopa zastąpienia dzisiaj dla najniżej zarabiających w niektórych przypadkach przekracza nawet 80% ostatniej pensji. Chodzi o to, żeby emeryci nie mieli emerytur niższych niż najniższe renty – bo mniej więcej na tyle wychodzi z pensji minimalnej lub różnie złożonych perypetii życiowych.

    Na jak długo nam wystarczy na podtrzymywanie systemu – trudno określić. Z pewnością problemy na serio zaczną się w momencie przejścia dużej części pracujących na emerytury już po 2016 roku. Poza tym w wypadku skokowego podwyższenia inflacji na zachodzie i tym samym wzrostu stóp procentowych w rejon 10% jak w czasach słynnego kryzysu paliwowego a raczej jego następstw – to wtedy nagle skokowo stanęlibyśmy przed problemem finansowania zadłużenia zagranicznego, którego obsługa skoczyłaby kwotowo nawet o kilkadziesiąt procent rocznie. Oczywiście wybawieniem z takiej sytuacji mogłoby być Euro, ale trzeba je wcześniej przyjąć, bo lepiej jest mieć inflację w strefie Euro niż na jej obrzeżu z walutą używaną do wypłukiwania resztek pospekulacyjnych z rynku głównie na weekendy.

    Jeżeli nastąpi tąpnięcie jakiegoś typu – natychmiast zobaczymy co to znaczy wprowadzenie wyrównania i emerytury obywatelskiej – działającej wstecz. Obniżenie emerytur – oczywiście o jakąś część i stopniowo jest nieomalże pewne. To tylko kwestia czasu, zwłaszcza że wraz z tym jak będzie ubywało emerytów ze starego portfela, to będzie narastał bunt tych z pośredniego i nowego portfela – coraz śmielej zastanawiających się, dlaczego skoro pracowali tak samo jak tamci a nawet bardziej wydajnie – mają niższe emerytury? To jak wiadomo jest niezgodne z Konstytucją, bo ta przewiduje równość obywateli wobec prawa.

    Tymczasem jest tak jak jest i będzie nie wesoło, ale może chociaż kilkanaście milionów ludzi mówiących po Polsku przetrwa kolejne 100 lat na tych terenach – i to też będzie uznawane za sukces.


    Przejdź na samą górę