• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Jakiej Polski chcemy?

    • By krakauer
    • |
    • 05 października 2011
    • |
    • 2 minuty czytania

    Obecna kampania wyborcza pokazuje, ze Polacy przeważnie nie interesują się swoim krajem, liczy się dla nich głównie „tu i teraz”, pełen koszyk zakupów w dyskoncie lub supermarkecie a zagadnienia związane z myśleniem o przyszłości jak np. podwyższenie stopy oszczędności, skromnym życiem, mądrym gospodarowaniem posiadanymi zasobami itp., sprawy określane wspólnym mianownikiem wyzwań strategicznych mało, kogo interesują.

    Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele, przede wszystkim niski poziom edukacji, generujący pokolenia humanistów i historyków, zorientowanych na własne ego, czerpania przywilejów z rozwiązań typu karty nauczyciela grup zawodowych, zamkniętych kast przywilejów i innego rodzaju wąskich grup interesów. Nasza szkoła publiczna nie spełnia swojej podstawowej roli, jaką ma być ugruntowanie w młodych ludziach postaw propaństwowych i poczucia wspólnoty narodowej, determinowanej lokalnie, ale zorientowanej globalnie – na sprawy ogólnokrajowe. Jeżeli zapytać przeciętnego ucznia klasy maturalnej, jakie są najistotniejsze interesy strategiczne Polski, prawdopodobnie nie zrozumie pytania, poda błędne odpowiedzi lub zmiesza się pytaniem, „O co kaman?”. Niestety podobnie może być z tego typu pytaniem wśród nauczycieli, oczywiście nie chodzi o nauczyciela muzyki lub plastyki, ale mamy w szkołach przedmiot Wiedza o Społeczeństwie, który zamiast być tubą propagandową polskiej racji stanu, jest przeważnie wiedzą o niczym.

    Poza problemem, z jakością przekazu w procesie edukacji, podobne kłopoty mamy, na co dzień w mediach. Niestety umiejętność rozumienia tekstu pisanego w narodzie zanika, jedynie, co niektórzy mogą coś percepcyjnie przetrawić, bardzo niewielu coś stworzyć. Dominująca większość nie rozumie przekazywanych przez media wiadomości, nie potrafi kojarzyć faktów, nie ma zdolności czytania z drugiego planu. Rzeczywiście, jakość mediów jest wyzwaniem, banalne sterowanie opinią publiczną przy pomocy stosowania technik moderowania przekazu, lub koncentracji medialnej na wydarzeniu promowanym, umożliwiają sterowanie opinią publiczną i jej poglądami w stopniu niewyobrażalnym. Przykładem jest np. słynny w Krakowie „List motorniczego: Dziękuję Prezydentowi za grypę”, wydany przez Gazetę Wyborczą podczas ostatniej kampanii Prezydenckiej w mieście Krakowie. W szczytowym momencie kampanii wyborczej, anonimowy motorniczy, korzystając z gościnnych łamów gazety, podziękował urzędującemu prezydentowi miasta za chorobę, której nabawił się przy wykonywaniu swoich obowiązków pracowniczych. W istocie wyborczy paszkwil ten był krzykiem „NIE BĘDĘ NA CIEBIE GŁOSOWAŁ”, nadanym w publikę, ale bez echa i zrozumienia. Tego typu przykładów mamy wiele, nawet są w Polsce gazety (bardzo poczytne), specjalizujące się w publikowaniu chłamu i tendencyjnych wiadomości. Brukowce sięgają dna, moderując światopogląd znacznej części społeczeństwa, skazanego intelektualnie na ten rodzaj przekazu prasowego. Telewizja nie jest lepsza, dominuje połączenie festynów, poradników kulinarnych i niekończący się „lans” elit w różnego rodzaju najczęściej licencjonowanych szmirach, stanowiących tanią, prostą i bardzo dobrze płatną w czasie reklamowym rozrywkę. Internet nadal jest medium niszowym, ceny tabletów blokują rozwój prasy elektronicznej, ludzie nie mają skąd brać obiektywnych informacji. Nie ma w mainstreamie naszej publicystyki zbyt wielu głosów racjonalnie przedstawiających fakty, analizujących rzeczywistość i prezentujących scenariusze. Kilku blogerów, w tym tak znani publicyści jak pan Passent, nie zmienią rzeczywistości. Ich krąg oddziaływania jest nikły, przełożenie na masy wręcz żadne. Ludzie żyją w pełni ekonomicznej, społecznej i socjalnej nieświadomości, przekonani, że „trzeba żyć” i że „jakoś tam będzie”. Nie ma w społeczeństwie przekonania i zaufania do elity, nie ma transmisji wiedzy z góry w dół, rodzącej zaufanie do elit i kierunków przez nie wyznaczanych, nie ma się, co dziwić, że takiego przełożenia nie ma, albowiem szerokie masy nie uczestniczą w podziale dobrobytu, nasze przemiany i sukces gospodarczy elit opiera się najdelikatniej mówiąc na eksploatacji mas.

    W tym kontekście konstruowanie programów wyborczych opiera się na splocie interesów zgrupowanych w koło danej partii, odczytywaniu sondaży wyborczych i „widzi mi się” wizjonerstwa liderów. Trudno odnaleźć w programach jakiś spójny wyraz wizjonerstwa i kierunku, jakim państwo miałoby podążać, w celu ziszczenia określonej wizji i związanego z nim celu. Partie nie tworzą takich deklaracji, albowiem wszystkie mainstremowe siły polityczne, są zgodne, co do tego, że głównym kierunkiem naszych poszukiwań jest potrzeba dążenia do podwyższenia ogólnego poziomu rozwoju cywilizacyjnego, mniejsza z tym czy bardziej na wsi czy bardziej w miastach, ale rząd zdecydowanie bardziej preferuję politykę „janosikowania” i wspierania biedniejszych niż stymulowania lokomotyw rozwoju. W efekcie nie ma dźwigni rozwoju, nie ma wysp koniunktury, nawet Warszawa główny motor gospodarczy Polski rozwija się poniżej swojego potencjału. Na prawdę nie trzeba dużo, żeby zrobiło się dużo dużo lepiej w Polsce, wystarczy jedynie skopiować rozwiązania z miejsc gdzie się one sprawdziły. Niestety w Polsce tylko biedni utrzymują ten system, osoby średnio zamożne i bogaci rzadko płacą jakiekolwiek podatki, system ulg uniemożliwia korzystanie ze zwolnień osobom bez wolnej gotówki.

    Nawet, jeżeli, jakaś partia podjęłaby wysiłek stworzenia nowej wizji rozwoju kraju, namówienia Polaków do okresu wyrzeczeń w imię zachowania poziomu życia przyszłych pokoleń, a może i skoku cywilizacyjnego, to z taką retoryką… może się schować. Wszyscy pamiętają słynną wypowiedź o konieczności ubezpieczenia się mieszkańców terenów zalewowych autorstwa Włodzimierza Cimoszewicza i ile ona kosztowała SLD. Polacy nie lubią jak się im mówi, co mają robić. Może to pozostałość etyki antysytemowej z czasów zaborów, okupacji i realnego socjalizmu?  Podobnie, traktowany jest obecny postulat przesunięcia wieku szkolnego dla 6 latków, dlatego nie można mieć do rządzących pretensji o ograniczanie reform i brak wyraźnej wizji.

    Musi się albo coś stać, albo dojść do pełnej klapy, żeby społeczeństwo było skłonne poważnie pomyśleć o reformach i ich propagatorach. Prawdopodobnym impulsem będzie wstrzymanie indeksacji emerytur i cięcie przywilejów emerytalno-rentowych. Rząd nie ma już rezerw, które może w sposób prosty otworzyć i spożytkować, dla podtrzymania rozwoju konieczne będą cięcia. Niestety rewolucja w systemie emerytalnym, spowoduje pojawienie się w Polsce zapotrzebowania na retorykę protestu i dezaprobaty istniejącego systemu. Czynnikiem skłaniającym do tego będzie fakt gwałtownego starzenia się społeczeństwa, skonfrontowanego z żałośnie śmiesznymi przychodami z tytułu ubezpieczenia społecznego. Dadzą o sobie znać umowy śmieciowe i konsekwencje traktowania okresu przejściowego w gospodarce, jako swobody i eldorado dla zarzynania skromnych przywilejów socjalnych. Warunkuje to determinantę dla kierunków ewolucji naszej sceny politycznej.

    W powyższym kontekście, stanowiącym jedynie wycinek determinant i okoliczności, trudno jest stwierdzić, jakiej Polski chcemy? Z pewnością Polska stojąca na straży przywilejów socjalnych wybranych grup obywateli już się nam znudziła, za niedługo zbankrutuje. Gdy nagle okazuje się, że lepiej już było, społeczeństwo nie jest przygotowane do wyrzeczeń, żyje „od pierwszego do pierwszego”, nie mając żadnych oszczędności. Trudno wymagać od ludzi skoncentrowanych na sprawach bieżących  artykułowania politykom pragnień, co do organizacji życia społeczno-gospodarczego w przyszłości.

    Pytanie, jakiej Polski chcemy nie znajdzie odpowiedzi w tej kampanii wyborczej, nową koalicję czeka trudny okres, jednakże wyzwania stwarzają szansę na zmianę optyki i przewartościowanie priorytetów. Z pewnością, bez wyzwolenia energii Polaków i walki z biernymi postawami żadne działania się nie udadzą, dotychczasowy model gospodarczy, którego głównym paradygmatem była ucieczka do przodu dzięki nadmiernemu obciążeniu najbardziej kreatywnej części społeczeństwa właśnie się sypie. Pozostaje jedynie mieć nadzieje, że: jakoś tam będzie”.