- Polityka
Der polnische Oppositionsführer
- By krakauer
- |
- 05 października 2011
- |
- 2 minuty czytania
Stało się, niemieckie media zauważyły niemieckofobiczne wypowiedzi pana Jarosława Kaczyńskiego. W dniu 4 października niemiecki dziennik DIE WELT w artykule „Kaczynski wirft Merkel großdeutsche Ambitionen vor”, przedstawia niemieckiej opinii publicznej najnowsze wypowiedzi pana Kaczyńskiego, ze szczególnym uwzględnieniem zarzutu związków wyboru pani Kanclerz Merkel z oddziaływaniem dawnej wschodnioniemieckiej służby bezpieczeństwa Stasi.
W oczach Niemców, taka retoryka jest czymś przerażającym, albowiem samo wyobrażenie, że o wyborze kanclerza federalnego mogłyby decydować byłe służby specjalne, byłego gorszo-niemieckiego państwa ma walor równoznaczny z informacją o wysokorozwiniętym życiu bakteryjnym na Marsie.
Niemiecki dziennik, przedstawia sprawę bardzo dokładnie, pisząc o książce i o zawartych w niej zarzutach pana Kaczyńskiego względem imperialnej polityki niemieckiej. Przedstawiono tamże cytat: „Ich glaube nicht, dass die Übergabe der Kanzlerschaft an Angela Merkel ein reiner Zufall war.“; odnoszący się do nieprzypadkowości wyboru pani Merkel na urząd kanclerski oraz wspomniano o wywiadzie pana Kaczyńskiego w Newsweeku o tym, że pani Merkel wie, co autor słów chciał powiedzieć i żeby ten temat zostawić.
Co ciekawe pod artykułem nie ma żadnych komentarzy, a sama wymowa tekstu ma ściśle relacyjny charakter, nie precyzuje żadnego stanowiska i nie narzuca niemieckiej opinii publicznej żadnego sposobu rozumienia tych wydarzeń, poza informacją, że w najbliższą niedzielę odbędą się w Polsce wybory parlamentarne a wypowiedzi i książka pana Kaczyńskiego mają związek z kampanią wyborczą.
FRANKFURTER ALGEMEINE ZEITUNG, w artykule pod tytułem: „Die böse Kanzlerin” autorstwa pana Konrada Schullera – „Zła Kanclerz”, opatrzonym notą redakcyjną o wyborach w Polsce – pisze o rozgrywaniu gry wyborczej kartą niemiecką przez byłego premiera Polski. Gazeta wypomina narodowo konserwatywny charakter Jarosława Kaczyńskiego, przy równoczesnej jego chęci do brania pomocy z Niemiec. W artykule wypomniano dziadka Tuska z Wehrmachtu, jako zarzut braku patriotyzmu, przesądzający o przegranej w wyborach. Gazeta pisze dalej o Władysławie Bartoszewskim, o wyborach w Polsce i o specyfice naszych wyborów.
Jak widać, mylił się każdy, kto myślał, że ten błąd Kaczyńskiego zostanie za Odrą niezauważony. Niestety media niemieckie, posiadają w Polsce stałych przedstawicieli, aktywnie monitorujących naszą sferę publiczną, Polska jest dla Niemiec ważniejszym sąsiadem niż Niemcy dla Polski. Oni wiedza o nas i naszym życiu stosunkowo dużo, a my o nich generalnie nic. Notki naszych korespondentów z tak bliskiego geograficznie kraju to rzadkość, nasza ambasada w Berlinie raczej śpi (ma fenomenalną lokalizację) niż czuwa. Niestety to Niemcy rozdają karty w moderowaniu obrazu swojego kraju u nas. Oliwy do ognia dolewają inwestycje niemieckich koncernów medialnych nad wisła, będące solą w oku pana Kaczyńskiego, nie ma tu za grosz symetrii. Nie ma żadnej gazety w Niemczech będącej własnością polskiej firmy – a szkoda, bo np. tak duży koncern medialny jak Agora, mógłby kupić nawet jedna z gazet lokalnych, które w niemieckich mikroświatach są bardzo opiniotwórcze.
Co ciekawe wymowa niemieckich artykułów nie jest ani wojownicza, ani ostrzegająca, z pewnością Niemcy się Polaków nie boją, po ich kontekście i posadowieniu na stronach redakcyjnych portali można wnioskować, że redakcje sprawy polskie traktują bardzo serio, ale z należnym dystansem. To bardzo ważne, że oba teksty nie są tendencyjne.
Dlaczego pan Jarosław Kaczyński zdecydował się wytoczyć antyniemieckie działo na samym finiszu kampanii trudno jest zrozumieć, każdemu, kto kieruje się w życiu, chociaż minimalną logiką. Wysłanie do Berlina tak wyraźnie niemieckofobicznego sygnału dystansuje nas w odbiorze zwykłych Niemców, jako przyjaznych sąsiadów. Pokolenie wojny przeważnie woli jej nie pamiętać, a młodsze pokolenia nie mają o niej pojęcia, żyją własnym życiem, ciężko pracując i ciesząc się dostatkiem Bundesrepublik. Nie ma w tym kraju resentymentów, nie licząc nurtów niszowych. W niemieckim społeczeństwie dawny militaryzm i posłuszeństwo zostały wygaszone, stąd tego typu podejście, jakie reprezentuje pokolenie pana Kaczyńskiego, którego główną cechą jest lęk i chęć zemsty na Niemcach – nie znajduje tamże zrozumienia. Oni nawet przy szczerych chęciach nie widzą związku naszej obecnej biedy z czynami ich dziadków i pradziadków z lat 39-45. O Powstaniu Warszawskim i zburzeniu połowy kraju przeważnie nie mają pojęcia. Naprawdę niemieckie społeczeństwo nie żyje resentymentem wojennym, z jednym zastrzeżeniem – DOMINUJĄCA większość Niemców, włączając w to środowiska nacjonalistyczne (margines) ma pełną świadomość błędów i winy przedwojennej elity Niemiec i odpowiedzialności za skutki zbrodniczej polityki reżimu hitlerowskiego. Służba w SS jest powodem do hańby, której nawet wysokie emerytury nie są wstanie zmyć.
Wypowiedzi pana Kaczyńskiego są dla nas bardzo niekorzystne, ich wymowa może przyjąć niebezpieczny wydźwięk w momencie, gdy odbije się negatywnie na Kanclerz Merkel, która w razie zwycięstwa Kaczyńskiego, może stracić zapał do wspierania polskich postulatów ekonomicznych w UE. Pamiętajmy, że te słynne 300 mld funduszy, o których mówi rząd premiera Tuska to, co najmniej w połowie będą pieniądze NIEMIECKICH PODATNIKÓW. Takimi wypowiedziami, z pewnością sobie nie zdobywamy w Niemczech przyjaciół, nie mówiąc już o utrudnianiu życia rzecznikom polskich interesów, z których największym bezwzględnie była i miejmy nadzieję nadal będzie pani Angela Merkel.
Ps. Tytuł pochodzi z tekstu w DIE WELT „Kaczynski wirft Merkel großdeutsche Ambitionen vor”.