• 16 marca 2023
    • Polityka

    Bezpieczny wariant rządzenia? De facto zamach stanu?

    • By krakauer
    • |
    • 01 stycznia 1970
    • |
    • 2 minuty czytania

    W dniu dzisiejszym pan premier Donald Tusk w jednym z przemówień użył sformułowania, stanowiącego pierwszą część tytułu niniejszego artykułu. Użył ich w sposób bardzo dobitny, stawiając na jednej szali swój autorytet i 4 letnie doświadczenie w sprawowaniu władzy, a na drugiej kryzys. Pan premier bardzo umiejętnie powtórzył manewr pana Rostowskiego, który nieelegancko postraszył nas wojną. Pan premier zrobił to samo z wdziękiem, elegancko i na poziomie godnym jego osoby i urzędu.

    Co takiego ma na myśli pan premier mówiąc o bezpiecznym wariancie rządzenia? Czy naprawdę grozi nam jakieś niebezpieczeństwo? A jedyny bezpieczny wariant rządzenia to jest np. to, co przedstawił nam pan minister Grabarczyk? No, bo jeżeli to nie był teraz przez te 4 lata bezpieczny wariant rządzenia to można się zapytać, co to było?

    Sondaże są niemiłosierne, pan premier zaczyna czuć oddech prezesa Jarosława Kaczyńskiego na plecach. Zbliża się moment prawdy, chwila, w której obywatele zdecydują czy dać mandat do sprawowania władzy czy nie…, dlatego pan premier mówi o bezpieczeństwie, a jego minister finansów o zagrożeniu wojennym. Dobre czasy się skończyły, przez lata budowaliśmy zieloną wyspę, a obecnie dryfujemy tratwą na niebezpiecznym morzu. Przecież jak słyszeliśmy kryzys kopie i to podobno obiema nogami do drzwi.

    W tym kontekście wszystko, co robi pan premier nie ma sensu, albowiem on jedynie psuje koniunkturę, strasząc wyborców. Przecież ludzi nie interesuje jakiś tam kryzys, do póki mają wypłacane swoje głodowe emeryturki… Ciekawe, zatem czy pan premier przewiduje scenariusz dramatyczny, jakieś mocne tąpnięcie, pokazanie, że król jest nagi i że po prostu nie ma kasy na utrzymanie rozbuchanego socjala? Nie pan premier nie może zawieść wyborców. Najważniejsze dla niego jest przecież zdobycie władzy, tylko to oznacza bezpieczeństwo.

    Mając w głębokim poważaniu bezpieczny wariant rządzenia, nie mamy się, czego obawiać, albowiem ten w domyśle mniej bezpieczny wariant, który się sprytnie skrada z tyłu, którego oddech czuć na plecach – już rządził, i ani kraj się nie załamał, ani biedy nie było, ba nawet wówczas jakoś Tupolevy nie spadały.

    Nie chodzi tylko o to, że ani ten PiS taki zły, ani nie ma wielkich zębów. Nie grozi nam okupacja Polski przez PiS, nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo. Tego pan premier nie rozumie. Dla niego PiS to niebezpieczeństwo, jakieś mityczne zagrożenie, które zamierza zrealizować wariant niebezpieczny, ekstremalnie niezgodny z jego wizją kraju.

    Oczywiście każdy, nawet urzędujący premier ma prawo do własnych poglądów. Ale w naszym przypadku, pan premier szczuje część społeczeństwa na PiS, wywołując publiczne wrażenie, jakoby wraz z rządami tej partii groziło nam jakieś niebezpieczeństwo.

    Jakie zobaczymy czas pokaże, widać, że PO może te wybory przegrać. Jak się zachowa wówczas pan Komorowski? Komu powierzy tekę premiera i misję utworzenia rządu? Powinien szefowi zwycięskiej partii. Jeżeli będzie nim Jarosław Kaczyński, a pan Komorowski nie uzna jego prawa do tworzenia rządu, nie zaoferuje mu misji powołania rządu, to możemy mieć w kraju wojnę domową, albowiem nie chodzi tu o rzekomy brak zdolności koalicyjnych. Niech je ujawni, w momencie, gdy otrzyma taką misję, niech porozmawia z Pawlakiem, Napieralskim lub Tuskiem, miejmy nadzieję, że się z kimś dogada. Jednakże pozbawienie PiSu prawa do tworzenia rządu w przypadku zwycięstwa wyborczego tej partii można interpretować jedynie, jako dokonanie de facto zamachu stanu.