• 16 marca 2023
    • Polityka

    Co może być najdalej idącą konsekwencją smoleńskich podziałów?

    • By krakauer
    • |
    • 01 stycznia 1970
    • |
    • 2 minuty czytania

    Zastanawiając się co może być najdalej idącą konsekwencją smoleńskich podziałów, należy już dzisiaj bać się sytuacji w której Jarosław Kaczyński byłby premierem Polski, a jego partia Prawo i Sprawiedliwość partią rządzącą przy Donaldzie Tusku zajmującym funkcję José Manuela Durão Barroso – czyli szefa Komisji Europejskiej.

    Trudno sobie wyobrazić porażającą wymowę takiego układu, ale jest on jak najbardziej realny i możliwy do ujawnienia się przy niesprzyjającym układzie sympatii wyborczych. Oczywiście zawsze należy cieszyć się z każdego Polaka, jeżeli tenże awansuje na stanowisko w Unii Europejskiej, jednakże sytuacja w której Donald Tusk byłby wybranym przez Parlament Europejski szefem struktury ponad narodowej a Jarosław Kaczyński premierem naszego kraju – byłaby sytuacją nadzwyczajną, albowiem jak dowodzą ostatnie lata żadna, totalnie, zupełnie – absolutnie żadna współpraca pomiędzy tymi ludźmi nie jest możliwa. Pan Kaczyński się obraził – ze sobie tylko znanych powodów a pan Tusk nie musi przez całe życie udawać grzecznego i może w końcu mu pokazać środkowy palec, albo po prostu tego człowieka ignorować. Inaczej nawet pragmatyczny polityk może wpaść w problemy psychiczne, gdyż nie podaje się ręki człowiekowi, który bez dowodów obwinia nas o zdradę narodową, udział w skrytobójstwie i inne okropności.

    W praktyce takie zestawienie kadrowe będzie oznaczać, że jakakolwiek współpraca między Polską (rządem) a Komisją byłaby tragikomiczna lub żadna. Przy czym strony, a zwłaszcza ta krajowa obwiniałyby się wzajemnie za brak chęci współpracy, marnotrawienie lub wstrzymanie środków unijnych i inne podobne schematy wzajemnych złośliwości. Powtórzmy – żadne porozumienie między tymi ludźmi nie jest możliwe.

    W efekcie nie tylko narazilibyśmy się na śmieszność, ale w zasadzie mielibyśmy skutek odwrotny od zamierzonego tj. Polska nie skorzystałaby na posiadaniu własnego szefa Komisji tak jakby mogła. W takim scenariuszu należy się spodziewać tendencji odwrotnych – sami byśmy się izolowali, przy czym rząd pana Kaczyńskiego mógłby z łatwością wmawiać ludziom że jego kolejne niepowodzenia to po pierwsze wina poprzednich dwóch kadencji psucia państwa przez Tuska oraz jego obecnych „antypolskich” działań jako reprezentanta interesów „wiadomo kogo” a nie interesów polskich.

    Skutkiem takiej retoryki byłoby osłabianie poparcia dla Unii Europejskiej w Polsce, a przyjęcie wspólnej waluty byłoby po prostu niemożliwe. W zasadzie nie byłyby możliwe żadne większe projekty – jeżeli dałoby się prowadzić sparaliżowanej strachem polskiej administracji chociaż jakieś porozumienia jedynie techniczne to byłby sukces. Cała reszta szans zostałaby zaprzepaszczona a przynajmniej zrealizowana poniżej potencjału. Poza tym, byłby to pierwszy przypadek w historii Unii Europejskiej, że dokonano wyboru szefa Komisji, któremu grozi prześladowanie przez rząd jego własnego kraju.

    Ponieważ w takiej relacji do Donald Tusk miałby gorzej, albowiem mógłby tylko i wyłącznie pełnić funkcję symbolu wszelkiego zła – w perspektywie, poprzez podjudzanie do nienawiści i koncentrowanie na nim wszystkich win – tych rzeczywiście zawinionych i takich o jakich nie miał a nawet nie mógł mieć pojęcia – doszłoby do skonsolidowania prawicy funkcjonującej w realiach ciągłego zagrożenia. I to takiego ulubionego, bo nagle wróg wewnętrzny okazałby się wrogiem zewnętrznym – idealna sytuacja do mnożenia populistycznych historyjek opartych na fikcji, krzywdzie narodowej, zdradzie i wszystkim co może deprecjonować normalność.

    Wniosek – sytuacja w której obecnie rządząca ekipa uzyskałaby nominację unijną do pełnienia jakiejś funkcji w strukturach wspólnotowych przy równoległym przejęciu w kraju władzy przez rządzącą obecnie opozycję jest najgorszym z możliwych scenariuszy. Układ personalny Tusk – Kaczyński przeniesiony na relacje Polski z Komisją a w konsekwencji Unią Europejską nie wróży niczego dobrego dla naszego kraju. Możliwości skomplikowania relacji po prostu mrożą krew w żyłach – ciężko jest je nawet próbować naświetlić!