• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Nie zmienia się sternika jak nadchodzi huragan!

    • By krakauer
    • |
    • 01 stycznia 1970
    • |
    • 2 minuty czytania

    Będąc dzisiaj premierem Donaldem Tuskiem każdy z nas miałby bardzo trudny orzech do zgryzienia, a nawet mówiąc wprost byłby w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Sytuacja gospodarcza w Europie i uzależniona od niej koniunktura w kraju – jest trudna, prawdopodobnie szorujemy właśnie po dnie zahaczając o coraz większe łachy piachu. Na dzień dzisiejszy w skali makro rząd nie ma żadnego pola manewru, ponieważ z każdej strony ktoś lub coś go trzyma.

    Nie może zmniejszyć podatków, ponieważ straci wypłacalność a zadłużyć się powyżej progów oszczędnościowych mu nie wolno. Do tego jest jeszcze unijna procedura nadmiernego deficytu i samoregulacje zakazujące nowych ustaw wyciągających pieniądze z budżetu. Podobnie nie może zmniejszyć obciążeń pracy, ponieważ zepsute przez lata sobiepaństwa stosunki pracownicze – i tak w większości przypadków działają w oparciu o umowy śmieciowe, a ktoś jednak składki do wiecznie dziurawych funduszów płacić musi. Wypłacanie rent i emerytur oraz głodowej co prawda, ale mimo wszystko bardzo potrzebnej pomocy socjalnej – też robi miliardy po zagregowaniu na górze! Konsekwentne unikanie trudnych tematów reform właśnie się mści, jednakże nic z tego nie wynika, ponieważ liczy się „tu i teraz” i nic się proszę państwa nie da na to poradzić. Ponieważ, żeby mogło być jutro – musimy przeżyć jakoś dzień dzisiejszy.

    Nie zmienia się przy tym sternika na widok huraganu, chyba że powierzyło się sterowanie jakiemuś majtkowi, jednakże to nie prawda, że Naród się pomylił. Naprawdę liczy się tu i teraz oraz dzisiaj, to co dzisiaj mamy w portfelach i co możemy za to kupić. Dlatego też, trzeba dać szanse premierowi na wymanewrowanie naszego wielkiego statku (czy też tratwy) z tych zdradliwych wód, pamiętając przy tym, że to nie jest wina sternika, że ubyło wody!

    Oceniając dzisiejszy rząd warto pamiętać, że przejmował on władzę w momencie, gdy już było wiadomo, że ubędzie wody w morzu. Konsekwentnie przez pierwsze lata – wszelkimi możliwymi działaniami, z tak dramatycznymi jak dewaluacja waluty czy propagandowymi – jak pogadanki o zielonej wyspie, starano się zrobić wszystko co tylko możliwe, żeby jak najbardziej złagodzić kryzys. Niestety on jest i ma się dobrze, a my nie bardzo możemy od razu coś na niego poradzić. Być może rzeczywiście potrzebne jest okresowe zwiększenie dostępności do pomocy społecznej i zwiększenie jej intensywności, jednakże nie ma innego sposobu jak próbować ze wszelkich sił ponownie płynąć z prądem.

    Powyższe oczywiście nie oznacza, że rząd Rzeczpospolitej jest bezwolnym sternikiem dryfującej tratwy, czy też że po prostu nie ma wpływu na gospodarkę. Owszem mamy wpływ, ale na poziomie jedynie do osiągnięcia szklanego sufitu, którego już nie jesteśmy w stanie przebić bez podjęcia zakrojonych na szeroką skalę reform systemowych obejmujących całą strukturę funkcjonowania społeczeństwa i jego gospodarki. Do tego, żeby się nam to jeszcze powiodło, a przynajmniej wydało spodziewane owoce – potrzebna jest koniunktura na rynkach globalnych, ponieważ nie da się oszukać rzeczywistości, po prostu jesteśmy elementem większej całości na której stan nic nie możemy dzisiaj poradzić. Co z drugiej strony nie upoważnia nas, a zwłaszcza naszego rządu do bierności, poza jednym przypadkiem – kosztem politycznym. Jeżeli bowiem koszt polityczny reform oznaczałby zerwanie łańcucha transformacji, który kosztował nas już tyle łez, potu, krwi, wyrzeczeń i pół nienarodzonego pokolenia – to prawdziwą głupotą byłoby zejść z obranej drogi, która co już widać – daje pozytywne efekty. Być może nie są one dostępne dla wszystkich, z pewnością ogólny poziom dobrobytu nie jest taki jak byśmy oczekiwali – jednakże suma całości przekształceń naszego państwa po 1989 roku ma bilans pozytywny. Przy czym inną sprawą jest to, że jest to poniżej naszego potencjału i naszych możliwości, jednakże – idziemy do przodu. Poprawiamy generalnie swój standard cywilizacyjny.

    Dlatego nie możemy myśleć o zemście na sterniku, że nie przygotował należycie okrętu do huraganu, nie możemy odmówić mu współpracy przy pracy nad okrętem. Musimy wszyscy – jak jeden mąż i jedna żona – wesprzeć wysiłki systemu – w celu jak najłagodniejszego przejścia przez huragan, który naprawdę może nas roztrzaskać o skały i zatopić. Być może uda się przejść bokiem, z pewnością nie unikniemy straty jednego lub dwóch masztów, jednakże pamiętajmy że po huraganie zawsze wstaje piękne słońce, a my mamy na pokładzie jeszcze wiosła!

    Problem polega jednak na tym, że ten sternik jest podejrzewany przez część załogi o udział w zamordowaniu poprzedniego kapitana naszego statku. Poprzedni sternik, i jego zausznicy robią codziennie wszystko, żeby nasz statek podtopić – biegają pod pokładem ze świdrami i wiercą małe dziurki na linii wodnej – licząc na to, że to będzie jak zawsze wina – obecnego sternika. Robią wszystko, żeby osłabić strukturę na jakiej opiera się statek, są w stanie nawet wyrzucić zapasy za burtę i sikać do beczek ze słodką wodą! Sternik nigdy nie miał łatwo, a dzisiaj znaczna część załogi w ogóle nie chce słuchać ani obecnego sternika, ani nie chce nawet widzieć poprzedniego. Milcząca większość chciałaby bezpiecznie dopłynąć do portu.