• 16 marca 2023
    • Polityka

    Kongres lewicy najlepiej żeby się nie odbył!

    • By krakauer
    • |
    • 10 maja 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    W obecnych uwarunkowaniach politycznych najlepiej żeby planowany pod auspicjami SLD Kongres lewicy w ogóle się nie odbył, ponieważ może utrwalić podziały na lewicy w sposób zasadniczy i tym samym zdeterminować jej przyszłą klęskę wyborczą.

    Leszek Miller ma pełną świadomość, że liczy się polityka faktów dokonanych i dlatego nie zależy mu na dobru lewicy jako – całości lewicowych środowisk społecznych, mogących rzeczywiście stanowić polityczną alternatywę dla rządów liberalnej lub prawicowej-prawicy. Woli zagrać va banque i zgarnąć dla siebie tyle ile się da z lewicowego stołu. Nie interesuje go przy tym to co się stanie z innymi. On liczy tylko na tych, którzy się do niego przyłączą. Reszta zostanie za burtą. Problem polega jednak na tym, że pan Leszek Miller, pomimo osobistej sympatii do jego osoby – nie ma monopolu na lewicowość w Polsce. Jest jeszcze kilku graczy, z których przynajmniej dwóch to znaczy pan Aleksander Kwaśniewski i pan Ryszard Kalisz –myślą najpierw kategoriami państwowymi. To znaczy – najpierw państwo, potem władza w tym państwie. Miller odcinając się od nich, a wręcz odrzucając wyciągniętą dłoń Aleksandra Kwaśniewskiego – dopuszcza się zbrodni na żywej lewicy, gdzie pierworodną ofiarę już złożył Ryszard Kalisz. Lewica to Miller, partia to wódz, wódz to Miller – ble ble ble – wszyscy inni mogą odejść, on wie o co gra i zrobi wszystko, żeby zebrać swoje 15% poparcia i mieć z tego 40 posłów w Sejmie i na tej podstawie wejść jako przystawka do rządu liberalnej przegniłej i zbankrutowanej prawicy post Donalda Tuska – czy wszystko jedno kogo z grupy trzymającej władzę.

    Grając va banque pan Miller odrzuca możliwość ustanowienia rzeczywistej lewicowej alternatywy dla Polski, a może nawet w konsekwencji dla Europy! O jakiej myśleli i miejmy nadzieję nadal będą myśleć panowie Kwaśniewski, Siwiec, Kalisz i może jeszcze kilku innych – myślących czymś więcej niż kategoriami limuzyny partyjnej podjeżdżającej pod dom.

    Z powyższych względów nie można się zgodzić na postawienie sprawy przez pana Millera i jego klakę, to nie jest rozdanie nie tylko fair, ale przede wszystkim to jest gra zakładająca na wejściu – wyjście z ograniczonym potencjałem. Miller nie zjednoczy wszystkich środowisk lewicowych. To nie jest możliwe w takiej formule jaką przyjął, ponieważ nie jest wodzem zwycięskiej formacji, która może dyktować warunki. Wręcz przeciwnie – to właśnie jemu można mieć wiele do zarzucenia i do wypomnienia!

    Jeżeli więc teraz Leszek Miller tylko dlatego bo ma logotyp – domaga się złożenia mu hołdu przez całą resztę ludzi uważających się za lewicowych z Aleksandrem Kwaśniewskim i Ryszardem Kaliszem przywiązanymi niczym trofea do rydwanu „zwycięskiego” wodza to jest w wielkim błędzie, ponieważ co jak co, ale właśnie w polityce działania nastawione na „nie”, czyli na osiągnięcie efektu negatywnego udają się znakomicie i nie trzeba do tego niczego – poza kilkoma konferencjami prasowymi i przeciekami do mediów. Wówczas nawet tak sympatyczny „sufler” jak pan Krzysztof Klimczak nie pomoże! Jednakże Leszek Miller chce zagrać na całą stawkę, więc warto zobaczyć jaki będzie tego efekt, póki co możemy to tylko z boku obserwować, ponieważ sama sytuacja w istocie jest żenująca. Po prostu żaden inteligentny człowiek – wchodząc do nowego de facto układu nie może przy odrobinie szacunku dla siebie zgodzić się na to, że wódz pozostaje ustalony przed rozdaniem, a innych wodzów nie będzie. To nie te czasy! Poza tym – pospólstwu trzeba coś dać! Czymś przyciągnąć! Nie wystarczy „Ona, która tańczy dla mnie”! To za mało, stanowczo za mało i wręcz pretensjonalnie naiwnie.

    Problem reszty polega na tym, że Leszek Miller także jest potrzebny! Nie można sobie wyobrazić wielkiej inicjatywy lewicowej bez tego człowieka i to na pewno na jednym z miejsc przywódczych. Jednakże to musi być wyrazem konsensusu a nie łaskawego wyrażenia pozwolenia na wejście przez przedszkolaki na dywan!

    Istnieje jeszcze szansa, że Leszek Miller się opamięta – jednakże pod warunkiem że nie zawarł już porozumienia z liberalną prawicą oraz, że ludzie nie zdyskontują jego nadaktywności słupkami poparcia. Chodzi o to, żeby efekt „owczego pędu” elektoratu wystąpił z małym opóźnieniem, kosztującym towarzystwo z SLD kilkanaście foteli w Parlamencie Europejskim, ale żeby dzięki temu udało mu się opamiętać przed śmiertelnym bojem o mandaty w parlamencie krajowym.

    Być może ta twardość i nie przejednanie to właśnie odpowiednio obliczona strategia, pozwalająca Leszkowi Millerowi dwa razy zagrać o najwyższą stawkę z własnej inicjatywy i na zasadzie przyzwalającego. Trudno to stwierdzić, nie znając sytuacji od wewnątrz. Jednakże na pewno wybory wspólnotowe pokażą jaki jest potencjał lewicy i jaką jego część w sposób idiotyczny zmarnowano nie doprowadzając do „pełnej jedności”!

    Z powyższych względów najlepiej żeby się nie odbył żaden kongres na lewicy, ponieważ on może teraz tylko dzielić. Jest to oczywiste w świetle niepełnej listy gości. Być może uda się coś alternatywnego przedsięwziąć „reszcie” co nadal nie zamknie drogi do wspomnianej pełnej jedności, ale zarazem pokaże ludziom ślepo wierzącym Leszkowi Millerowi – i oczywiście jemu samemu, że nie ma monopolu na lewicy.