- Paradygmat rozwoju
Czego oczekują od systemu przeciętni Polacy?
- By krakauer
- |
- 01 stycznia 1970
- |
- 2 minuty czytania
Nasze społeczeństwo w dominującej większości składa się z ludzi przeciętnych nie posiadających nadzwyczajnych aspiracji życiowych, za to umiejętnie potrafiących ocenić swoje życiowe możliwości. Posiadany majątek, zarobki, wykształcenie, otoczenie w jakim jest się w interakcjach wpływa na określenie percepcji jednostki na podstawie których buduje się drabiny potrzeb i wyznacza oczekiwane poziomy satysfakcji.
Przeciętny Polak nie oczekuje niczego nadzwyczajnego od życia, po prostu chciałby normalnie funkcjonować w przestrzeni, która go otacza wedle wzorców znanych mu z życia jego rodziców, ale na poziomie adekwatnych do obecnego stanu cywilizacji i postępu technologii. Oczywiście osoby w różnym wieku różnie podchodzą do definiowania aspiracji. Młodzi mają inne potrzeby niż osoby dojrzałe, jeszcze inne mają okrzepli emeryci. Jednakże wszystkich jednoczy chęć rozwoju – polepszenia sobie bytu, ponieważ każdy instynktownie odczuwa, że otaczająca go rzeczywistość nie starcza względem potrzeb – nawet tych fundamentalnych o czym można boleśnie przekonać się np. podejmując próbę skorzystania z opieki zdrowotnej w państwowej przychodni.
Prawdopodobnie dominująca większość społeczeństwa zadowoliłaby się dochodami na poziomie średniej krajowej, na każdego dorosłego członka gospodarstwa domowego. Umożliwiłoby to w miarę standardowe bytowanie i rozwój, w rozumieniu utrzymania rodziny i jej podstawowych funkcji rozrodczo-wychowawczych. Niestety w naszych szarych realiach rzeczywistość wygląda o wiele inaczej, albowiem od kwoty rozporządzalnej trzeba jeszcze odjąć koszty spłaty raty kapitałowej – posiadaczowi – kapitaliście, który udzielił nam kredytu na dach nad głową.
Wspomniana kwestia opieki zdrowotnej jest kluczowa dla oczekiwań społecznych, dominującej części społeczeństwa nie stać na leczenie w przypadku poważnych chorób. Jedynym sposobem na leczenie jest finansowanie jego kosztów ze środków wspólnych, na szczęście drogie w leczeniu choroby są stosunkowo rzadkie w odniesieniu do wielkości naszej populacji. Dlatego też finansowanie potrzeb w tym zakresie nie powinno być rzeczą niemożliwą, ponieważ przecież to się udaje w innych – nawet stosunkowo porównywalnych do naszego pod względem zamożności krajach.
Zagadnienie dostępu do pracy jest kolejnym elementem, niezwykłej wagi i szczególnie istotnym w odczuciu większości Polaków. Brak pracy jest najsilniej odczuwalny w małych miastach i miasteczkach oraz na wsi. Nie jest łatwo, w tym znaczeniu że praca jest dobrem rzadkim i poszukiwanym, nie udało się wykształcić w naszym kraju kultury przedsiębiorczości i nie udało się spowodować, że w społeczeństwie obowiązywałaby kultura pracy, oszczędności i przedsiębiorczości. Zamiast tego mamy zwyczaj bierności, wyczekiwania i unikania. Do tego zła doszła jeszcze śladowa kultura życia na kredyt, czyli kupowania rzeczy za cudze – pożyczone pieniądze. Ten zwyczaj jest wspaniały, ponieważ zdecydowanie ułatwia życie w systemie, jednakże dla zadłużonych oznacza niewolnictwo i kierat a dla tych, którzy nie mają zdolności kredytowej lub mają zbyt niską – dostarcza dramatycznych rozczarowań. Słynne kupowanie czajnika na raty, żeby mieć dobrą historię kredytową już nie wystarcza.
Niestety nie ma cudów. Spowodowanie, że 38 mln Naród zszedł na takie psy, że kupuje nawet kosztujące po 100 USD telefony komórkowe na raty to hańba nie mająca precedensu. Oczywiście można się cieszyć, że wszystko od telefonów do mieszkań jest dostępne w kredycie i mamy tak wspaniale rozbudowany sektor finansowy, jednakże kredytowanie nie trwałej konsumpcji powinno być limitowanie.
Czy obecny system zapewnia nam jakiekolwiek minimum wsparcia? Niestety w naszych smutnych realiach nie ma czegoś takiego jak minimalny poziom wsparcia. Trudno jest za coś takiego uznać kilkadziesiąt złotych kwot różnych zasiłków, nie wspominając już o 700-set złotowych rentach. Inaczej niż systemową eutanazją nie można tego nazwać.
Wniosek? Chociaż Polacy nie mają szczególnie wygórowanych wymagań wobec systemu, chcieliby żyć w po prostu właściwie funkcjonującej rzeczywistości, to nie jest możliwe – nie jest im dane. Chociaż nie wynika to z powyższej analizy, ale zawsze ryba psuje się od głowy. Ten bałagan także ma swoich ojców i swoje matki. Znamy ich nazwiska, znamy ich twarze – nigdy nie zapomnijmy naszej elicie okresu transformacji tego piekła, które nam zgotowała – tego jak bardzo zepsuła ten kraj.