• 16 marca 2023
    • Polityka

    W jakiej sytuacji obywatel może wypowiedzieć posłuszeństwo władzy?

    • By krakauer
    • |
    • 06 maja 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Pytanie postawione w tytule jest dość trudne i należy do kategorii cięższych rodzajowo. Otóż bowiem trzeba się zastanowić w jakiej sytuacji obywatel państwa demokratycznego, a przynajmniej za takie się uważającego i przyznającego obywatelom pewien zakres wolności osobistej – może się zbuntować i wypowiedzieć posłuszeństwo władzy. Zwróćmy uwagę, nie mówimy tutaj o anarchii, czyli o żądaniu zniesienia państwa, ale o buncie przeciwko rządom konkretnej elity – konkretnej grupy ludzi, mówimy o wypowiedzeniu posłuszeństwa władzy – wybranej w zgodzie z pozornie demokratycznymi zasadami. Obywatelskim nieposłuszeństwem zajmowaliśmy się [tutaj], a analizą wpływu jednostki na bieg spraw publicznych [tutaj].

    Generalnie mamy w kraju bardzo długą historię powstań przeciwko władzy różnego rodzaju proweniencji. Ostatni wielki bunt społeczny – zryw Solidarności jest obecnie mitologizowany, a jego uczestnicy mają otrzymywać od państwa odszkodowania w zamian za ówczesne represje. Chociaż przejęliśmy ciągłość państwową, tamten okres uznajemy za nie w pełni suwerenny, ponieważ władza była obca z obcego nadania. To w pełni tłumaczy brak posłuchu i zasadność buntu. Jednakże co zrobić z sytuacją dzisiejszą, gdy mamy do czynienia z władzą elit, wybieraną przez elity i na podstawie woli elit – w trybie przewidzianym przez elitę, w którym społeczeństwo – Naród, konstytucyjny Suweren jest jedynie maszynką głosującą, służącą do zatwierdzania jednego z wynikowych scenariuszy? To nie jest pozorny problem akademicki, ale realna sytuacja z jaką mamy obecnie do czynienia w Polsce! Dlatego jest to temat nieznacznie ważny, zwłaszcza że jesteśmy w przededniu sezonu protestów społecznych, a rząd pomimo sygnałów od związków zawodowych lansuje swoje chore założenia zmiany stosunków pracy na niewolnicze w zakresie nadgodzin.

    Trzeba pamiętać o tym, że relacje pomiędzy obywatelem a państwem są asymetryczne i nowoczesny patriotyzm wyklucza buntowanie się polegające na tradycyjnie pojmowanym rokoszu i zawiązaniu konfederacji, czego mamy piękne i długie tradycje. Najczęstszym przejawem buntu Polaków wobec władzy jest głosowanie nogami. Znaczna część społeczeństwa po prostu nie bierze udziału w życiu publicznym nie interesując się niczym poza własnym talerzem, odmawiając np. udziału w wyborach. Około 2 mln ludzi opuściło ten kraj, ponieważ warunki ekonomiczno-socjalne ich do tego skłoniły. Właśnie w ten sposób buntują się Polacy, na nic innego nie pozwala istniejące prawo.

    Jeżeli jednak obywatele przekonują się coraz boleśniej, że państwo ma charakter pozorny i w istocie są jedynie jego odpłatnymi użytkownikami, a beneficjentami jest zupełnie inna grupa społeczna – to uzasadnionym z racji braku możliwości scenariusza demokratycznego staje się scenariusz protestu. Doprowadzeni do ostateczności ludzie mają prawo protestować, zwłaszcza jak władza w sposób buńczuczny i wynikający z poczucia wyższości klasowej lekceważy umowę społeczną i dotychczasowe zobowiązania stron. W naszych realiach nie powinno być mowy o żadnych nowych podatkach nakładanych na osoby o średnich i niskich dochodach – z pewnością wprowadzenie kolejnych obciążeń – bez sytuacji nadzwyczajnej konieczności jak np. wojna lub stan klęski żywiołowej – mogłoby być powodem do społecznego buntu.

    Podobnie stan opieki zdrowotnej – może także okazać się zapalnikiem, który roznieci niepokoje społeczne, ponieważ ludzie nie otrzymują pomocy w stopniu w jakim powinna być ona im przyznawana – oczywiście nie chodzi o subiektywne odczucia pojedynczych jednostek, ale jeżeli wszyscy są zrozpaczeni i zawiedzeni to powinien być sygnał dla władzy, że coś mocno robi nie tak jak powinna.

    Jednakże czy można się w jakiś sposób zgodnie z prawem zbuntować? Pouczający jest tutaj casus swojego rodzaju interesującej akcji protestacyjnej motocyklistów niezadowolonych z poziomu opłat za przejazd tzw. autostradą A4 pomiędzy Krakowem a Katowicami. Grupa ludzi – użytkowników jednośladów w 2009 roku zorganizowała się i postanowiła płacić za przejazd kwotę odliczoną przy pomocy najdrobniejszych monet na jakie udało się im wymienić – legalne środki płatnicze w tym państwie. Ludzie ci płacili na bramkach jednogroszówkami (a także dopuszczali się tamowania ruchu), w każdym bądź razie dopiero wyrok sądu uniewinnił jednego z nich od zarzutu „płacenia jednogroszówkami”. To naprawdę niesamowity kraj, gdzie można kogoś zaskarżyć za to, że płaci prawnym środkiem płatniczym! Nawet w przypadku zalegalizowanej akcji – posługiwanie się legalnym pieniądzem może być uznane za antysystemowe, chociaż w tych przypadkach przynajmniej sąd (krakowski) okazał się rozsądny.

    Pozostają zatem tylko masowe demonstracje i marsze organizowane przez zorganizowane organizacje społeczne i polityczne, tak żeby władza nie była w stanie zastraszyć zgłaszających demonstracje osób fizycznych. Nacisk demonstrantów delegitymizuje władzę, nawet demokratyczną – ponieważ pozwala milczącej większości utożsamiać się z poglądami i sposobem ich wyrażania przez aktywną mniejszość (najczęściej związkową). Tylko w ten sposób – bez wszczynania przemocy i chaosu można doprowadzić do przemian – inicjując u ludzi zmianę oczekiwań, po prostu budząc większość. Władza o tym doskonale wie i boi się masowych wystąpień najbardziej ze wszystkiego. Nie ma silniejszej broni w społeczeństwie demokratycznym, zwłaszcza jeżeli do odpowiednio skoordynowanej akcji demonstracyjnej dojdzie akcja strajkowa! Szczytem społecznych możliwości może być „Gwiaździsty marsz głodowy na Warszawę” – w którym wezmą udział wszyscy domagający się zmian.

    Wnioski – bunt społeczny w demokracji sam w sobie ją delegitymizuje. Inicjatorzy akcji społecznej powinni metodami legalnymi organizowanymi za pośrednictwem organizacji społecznych i politycznych, w tym w szczególności związków zawodowych – budzić społeczeństwo demonstracjami i pozwalać milczącej większości identyfikować się ze słusznymi postu latami grup inicjatywnych. Nie ma innego sposobu, nie wygra się z systemem, który zalegalizował sobie sam swoje własne „samo wybieranie się” przy czym jeszcze sobie za to płaci z budżetu państwa! Scenariusz totalnego chaosu – jest zawsze ryzykiem, na które pragmatyzm zakazuje pójść, albowiem oznacza koszty, a koszty chaosu płacą najczęściej i w największym stopniu zwykli szarzy ludzie. Udana zmiana systemu polega mniej więcej na tym samym czego dokonano przy Okrągłym Stole – żeby bez pogorszenia istniejących układów i relacji doprowadzić do odsunięcia obecnej elity z poszanowaniem prawa i tak, żeby nikomu nie stała się żadna krzywda poza karami przewidzianymi w kodeksie karnym za przestępstwa popełnione w czasie obowiązywania ustawy.