• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Produkcja niewykształconych

    • By IVV
    • |
    • 27 kwietnia 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Reforma oświaty miała uczynić młodych ludzi wchodzących na rynek pracy bardziej konkurencyjnymi, czy uczyniła trudno powiedzieć istotne jednak jest to, że szkoły produkują ludzi, którzy niewiele potrafią i niewiele wiedzą. Jedyna umiejętnością, która jest im wpajana to „trafianie” w klucz przy testach kończących szkolę podstawową, gimnazjum czy wreszcie przy egzaminie maturalnym. Oczywiście statystyki są fajne, dzieci uczą się języka obcego już od pierwszych klas szkoły podstawowej, nie wiem ile można nauczyć dziecko wiem tylko, że „piątkowy” trzecioklasista nie potrafi skonstruować poprawnego zdania w języku angielskim, co więcej nie zna podstawowych słów określających warzywa czy owoce.

    Wynika z tego, że nauczyciel, który go uczy nie potrafi ani uczyć ani oceniać. A jako że szkoła państwowa to my płacimy za jego totalną niekompetencję. Ojciec innego młodzieńca w wieku lat 11 stwierdził, że jak jego syn dostaje książkę w prezencie to prawie tak jak by dostał w prezencie lanie. Zdaje sobie sprawę, że są ciekawsze nośniki informacji i rozrywki niż książki. Trudno się dziwić, że nastolatkowie wybierają przekaz łatwiej przyswajalny, ale pełne lekceważenie książki, jako źródła rozrywki i wiedzy oznacza jedno – najpierw rodzice a później nauczyciele nie pokazują korzyści płynącej z lektury – nie ważne czy to klasyczna książka czy e-book ważne, że aby zaliczyć test z 300 stronicowej książki istotne jest 3 punktowe streszczenie. Można oczywiście i tak, sam podczas egzaminu maturalnego natrafiłem na lekturę, której nie przeczytałem, znałem tylko jej streszczenie czy opracowanie, ale dzięki temu, że była to jedna z nielicznych książek, których nie przeczytałem mogłem nawiązywać do tego, co znałem z literatury i jakoś wybrnąć.

    Kolejnym problemem jest totalna pogarda młodego pokolenia do przedmiotów ich zdaniem zbędnych, a zbędne są niemal wszystkie. Historia jest bezużyteczna, geografia ogranicza się do opowiadania o wakacjach zagranicznych, fajny bywa WF a i to nie dla wszystkich. Smutne jest nawet nie to, że młodzież nie uczy się historii, ale to, że nauczyciel nie potrafi wskazać korzyści płynących z jej „znania” i co ważniejsze rozumienia. Brak podstawowej przynajmniej znajomości historii powoduje, że nie da się w sposób rzetelny i całościowy oceniać otaczającej nas rzeczywistości. Dokładnie temu samemu służy geografia zwłaszcza w sferze geografii politycznej, kiedyś wyprzedano się w znajomości stolic, wielkości ludności i wiedza była powodem do dumy, dzisiaj są „Google”. Dla jasności nie mam najmniejszej wątpliwości, co do siły i użyteczności Internetu, ale nie wtedy, kiedy korzysta się z niego w sposób bezmyślny. Kiedyś nawet robiąc ściągi człowiek się uczył teraz wystarczy, że zna kombinacje klawiszy CTRL+C i CTRL + V i już potrafi „napisać” każdy referat. To ze nie ma pojęcia, co stworzył, to, że nie potrafi przeczytać ze zrozumieniem tekstu wydaje się nie niepokoić pedagogów.

    Taka aberracja w systemie edukacji ciągnie się od najmłodszych lat aż do ukończenia studiów i zasilenia rzeszy bezrobotnych. Bezrobotnych, którzy będą praktycznie funkcjonalnymi analfabetami, niepotrafiącymi czytać tekstu ze zrozumieniem o napisanie czegokolwiek poza nazwiskiem też będzie trudno. A może problem jest wcześniejszy? W czasach mojej młodości większość produkcji dla dzieci miała jakąś misje, bajki miały sens, edukowały i miały przesłanie. Nie dotyczy to tylko kultowych bajek PRL-u, bajki ze stajni Disneya czy „Looney Tunes” zawsze miały jakieś przesłanie. Kilka dni temu widziałem 5 latkę wpatrzona w film „product placement” z udziałem słynnych lalek. Myślę, że wybuch granatu nie byłby w stanie oderwać jej od ekranu, po zakończeniu bajki rezolutne dziecko wytłumaczyło mi, dlaczego ta bajka jest taka fajna, dlaczego bohaterki maja skrzydełka i ile lalek już ma i ile tata jej musi kupić. Po krótkim monologu błyskawicznie zmieniła kanał, bo tam idą inne bajki. Mimo najszczerszych chęci nie byłem w stanie nadążyć za fabuła, czułem się jak niewidomy w labiryncie w dodatku słyszący instrukcje jak go opuścić w języku, którego nie znam. Po kilkunastu minutach zrozumiałem ta bajka nie ma fabuły – zerowe przesłanie – poza jednym marketingowym, „jestem fajnym stworkiem kup mnie w sklepie…”.

    Jesteśmy winni temu, ze kolejne pokolenia są coraz głupsze, coraz łatwiej sterowalne. A to jest na rękę rządzącym wszak bezwolnym tłumem łatwiej się steruje. Oczywiście wśród dzieci są również takie, które czytają, które mając rozsądnych rodziców rozsądnie korzystają z multimediów… Ale niestety to nie jest norma a zaczyna się to robić marginesem społeczeństwa.

    Przykładów jest wiele, jak ktoś lubi proszę poszukać w Internecie filmu z gimnazjalistami odpowiadającymi na skomplikowane pytania typu ile jest dni w roku i kto jest prezydentem Polski, trudno uwierzyć w odpowiedzi i nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Jeśli wychowamy pokolenie dysfunkcjonalne intelektualnie to nasza przyszłość będzie dramatyczna, a oni będą mogli mieć do nas słuszne pretensje.