• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    1/3 versus 2/3

    • By nemo
    • |
    • 20 marca 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Tak więc dowiedzieliśmy się niedawno, z badań, że aż 2/3 Polaków ma co najmniej nieufny stosunek do gospodarki rynkowej, nie utożsamia się z jej ideami i nie widzi swego interesu w jej popieraniu. To wielkie osiągnięcie 20 lat transformacji systemu gospodarczego, a jeszcze większe, gdy uwzględnić, że te same 2/3 Polaków odmawia udziału w wyborach, a więc prawdopodobnie wyraża nieufność także do polskiego efektu transformacji ustrojowej.

    Osiągnięcie to można porównać wyłącznie do sukcesu propagandy komunistycznej, która przekonała do minionego systemu mniej więcej podobną część naszego narodu, czyli 1/3. Matematykiem nie jestem, ale 10 mln członków Solidarności to też mniej więcej 1/3 (jeśli nie 1/4) pożądających zmian. Reszta chętnie strajkowała, ale zachowywała racjonalną nieufność, czekając co z tego wyniknie. I rzeczywiście, nie wiadomo co by z tego wynikło, gdyby nie przyszedł Gorbaczow, który zgodził się, byśmy żyli po swojemu, czyli według rozumu jednej trzeciej. Za każdym razem, zauważmy, wynik jest podobny: 1/3 zwariowanych i 2/3 zachowujących rozsądek. Niestety po cichu.

    I słusznie. Nie wiem bowiem co lepsze: wypisywać sobie na sztandarach obronę słabszych, uboższych, prześladowanych i uciśnionych by potem prześladować wszystkich jak leci, czy jasno tam napisać, że zysk jest celem a człowiek środkiem i postępować zgodnie z takim sztandarem. 2/3 Polaków zachowując godny podziwu rozsądek zdaje więc oto, na naszych oczach, odrzucać wszelkie sztandary, wołając o zwykłą przyzwoitość. Także do Związków Różnych Pracodawców. Bo i oni są różni, chcę wierzyć, i wśród nich 2/3 to ludzie rozumni, lecz bez parcia na szkło.

    Niestety, Polska to taki dziwny kraj, w którym większość na wszelki wypadek milczy. Nie ma nawet swej reprezentacji i nie myślę tu o reprezentacji piłkarskiej. Nie dlatego że nie głosuje, ale dlatego, że nikt się o głosy tej większości nie ubiega. Bo po co? Skoro można się dostać do Sejmu i pięknie różnić, korzystając z głosów zwariowanej, jak każda mniejszość, mniejszości… Nawet już w Sejmie nie warto być normalnym, bo przecież do telewizji zapraszają, dając za darmo popularność, a więc darmowy bilet do establishmentu, tylko wariatów. Inni nie są zbyt oglądalni. To po co sobie nimi zawracać głowę.

    Głosi się za to wszem i wobec, że ludzie w Polsce jedzą ciastka, bo brakuje im na chleb. Pracodawcy, ich ciastkowi żywiciele, tezauryzując zarobione na pracy miliardy, narzekają na koszt tej pracy. Pracy, która stanowi 7 do 8 procent kosztów operacyjnych w normalnym przedsiębiorstwie! Pewnie, nigdy nie ma się tak dużo, by nie chcieć więcej. Pieniądze są przecież jak narkotyk. Tylko czy narkomania to zdrowie?

    Polacy już tak mają – nie lubią regulacji, przepisów i obowiązków. Gdy ustawia im się znak ograniczający prędkość jazdy, zwalniają tylko przed radarem. Gdy nakazuje im się przestrzegać prawa pracy, obawiają się tylko kontroli z PIP. Jednak w obu sytuacjach mandaty są podobnej wysokości… Poza tymi rzadkimi sytuacjami, gdy trzeba się do czegoś dla wspólnego dobra zastosować, choćby na chwilę, hulaj dusza, piekła nie ma. Ale co szkodzi, na wszelki wypadek, ponarzekać na opresyjne państwo i zagrozić mu, że i tak się popełni przestępstwo a w najgorszym razie z Polski wyjedzie. Groźba to czy obietnica? I nie ważne, że za granicą też obowiązują przepisy ruchu drogowego, a nawet – o zgrozo – przepisy prawa pracy oraz część składkowa do opłacenia przez pracodawcę.

    Żebym jednak nie wyszedł na malkontenta, Polska pookrągłostołowa ma też swoje osiągnięcie. Ponieważ swój majątek dawno sprzedała, a brakuje jej do pierwszego, wyspecjalizowała się otóż, czym się szczyci zamiast wstydzić, w wyszarpywaniu pieniędzy od bogatszych, czyli od Unii, którą doi równo, uważając że jej się należy. Tak jakby sama nie potrafiła zarabiać, i jakby przy okazji zapomniała, że tej Unii jest członkiem, nie zaś petentem stojącym przy unijnym okienku po zasiłek. A gdy już te pieniądze wyszarpie i odejdzie od okienka, buduje za nie skwerki, fontanny, akwaparki i skrzyżowania, bo na drogi już nie starcza. Bogacąc przy okazji tych co zawsze, pozostałych zaś ucząc estetyki. Dokładnie tak samo jak ten mityczny bezrobotny, który zasiłek przepija, zamiast odłożyć i otworzyć za to własny interes.

    No bo jak tu otwierać interes, gdy państwo wszystko zabierze, w postaci podatków i składek, by oddać darmozjadom. I tak oto koło polskiego mentalnego absurdu zamknęliśmy. Co zaś może nas z niego wyrwać? To już pytanie do milczących reprezentantów milczącej, na razie, większości. Chętnie was poznam, chociaż, jak widać, nie milczę.